Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O! my pana majora dobrodzieja — jak Boga kocham — znamy! znamy! Szczycimy się nim. Jestem prawdziwie szczęśliwy, iż mam ten.... honor.... że dziś.... mogę.... to jest.... zaszczycony....
Splątał się z wielkiego wzruszenia Zarznicki, ale rękę majora tak ścisnął.... iż stary aż syknął....
Siedli na ławce, kazano robić herbatę.... Zarznicki potrzebował się wytłómaczyć, iż tak napadł na pana Roberta, i w niebytności jego, ojca za to przepraszał.
— A, nie ma za co, odparł major — przyznam się acanu dobrodziejowi, choć przy pierwszéj znajomości, że ja w ogóle panów i pańskich dworów nie lubię. Panowie mi kością w gardle siedli. Mój syn to tam dla mojego pułkownika, kolegi bywa....
— Ale — ale! — rzekł poufale, także nie zważając na pierwszą znajomość i klepiąc go po kolanie Zarznicki — młodemu, mosanie, pachnie zawsze spódniczka.... Panny są ładne....
— On do tego nie skory — rzekł ojciec.
— Z cicha pęk! rozśmiał się Zarznicki — jak to może być.... Skończenie świataby nastąpiło, gdyby młodzi obojętni się stali dla kobiet!! Ja w to nie wierzę....
— I panny w Ruszkowie tak znowu mi się nie wydają niebezpieczne — rzekł major.