Przejdź do zawartości

Strona:Abu Sajid Fadlullah ben Abulchajr i tegoż czterowiersze.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myśli tak sformułowanéj, jak prawo matematyczne. Taka myśl nie zna czasu, nie zna ojczyzny, nie zna narodowości, nie zna stanu, nie zna warunków; jistniała ona wówczas, kiedy nic nie było, jistnieje i jistniéć będzie — kiedy nic nie będzie.


∗             ∗

Nie będę zastanawiał się nad posczególnymi zwrotkami, nie będę jich łączył w odpowiedne gromadki i, tak ułożonych gromadek nie zatoczę wielką linią kołową. Przyjemność zajrzenia za kulisy wierszowe zostawiam czytelnikowi; gdy jego dowcip będzie przeplatał czytanie wiérszów, bardziéj mu one smakować będą. Aczkolwiek jednak nie zawadzę ani o wiérsze miłosne, ani jinsze, które rostropność i pewne doświadczenie, mniéj lub więcéj, odczuć pozwoli, to jednak zwrócę przelotnie uwagę na wiérsze religijne, na zwrotki zwrócone do Boga. Ten Bóg! ten Bóg, do którego przemawia wiérszarz staroświecki, jest pojęciem tego rodzaju, że gdyby go nie było, trzebaby go było stworzyć, chociażby jedynie w celu, aby móc do niego przemawiać w tak wyniosły, tak serdeczny, a zarazem tak pokorny sposób; aby móc go tak nieskończenie miłować i tak besgraniczne zaufanie wysnuwać z rozmodlonego serca. Ten Bóg, który wkrótce stanie na obłokach poniższych wiérszów, jest ojcem, co mówię ojcem? dziadem, powiedzmy raczéj pradziadem, rozmiłowanym w człowieku, w prawnuku swojego rodu! Tak, to pradziad człowieczego rodu, rządzący nim, myślący o nim i błogosławiący go; słodki, jak sok trzciny cukrowéj, łagodny, jak wieczór majowy, dobry, jak uśmiéch młodego dziewczęcia, miłosierny, jak z własnéj woli umiérający pelikan, wdzięczny, jak wiérsz mistrzowskiego pióra, poważny, jako