Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drzewach skaczą wiewiórki, w trawie kryją się zające, a w krzakach śpiewają kosy, wilgi i makolągwy. Pod lasem jest jezioro, gdzie można się kąpać i gdzie dużo rybek mieszka, a na wodzie jest łódka, tataraki, kaczki i gęsi. Dalej jest tam łąka, a na niej krowy i owieczki i chałupy pokryte słomą... Dzieci tam grają na fujarkach i chodzą boso. Heniuś słuchał tego z roskoszą i przypominał sobie swój pobyt na wsi. Lubił też węglarza, jako zwiastuna tej tajemniczej, wiośnianej, zielonej, dalekiej krainy...
Nic też nie bał się czarnego człowieka, choć znowu inny gatunek czarnych ludzi go przerażał; były to Chijory. Pod tym wyrazem należy rozumieć kominiarzy, a nowotwór ten lingwistyczny wprowadziła do naszego domu Anusia — niańka.
Podobno, że kominiarze, wołając do siebie, z dachu na dach, krzyczą zwykle:
— Hi—or—hi!
Ja co prawda, nigdy tego nie słyszałem, ale Anusia, która się doskonale zna na sprawach kominiarskich, zapewnia, że tak jest bezwątpienia. Anusia to nauczyła Henia śpiewki:

Kominiarza stan milutki —
Wytrze komin — palnie wódki!

Mama zaś mówiła mu za Jachowiczem: