Strona:A. Lange - W czwartym wymiarze.djvu/69

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    dokoła. Naraz usłyszałem głos, który mnie przeniósł w lata młodzieńcze.
    — Ale ten, co mnie będzie krajał — to bardzo przystojny chłopiec!
    — Marylka! — zawołałem w stronę, skąd głos dochodził — a ty co tu robisz?
    — Tosamo co i ty! Będą się na mnie uczyć anatomji.
    — A zawsze jesteś kokietka i lekkomyślna! Już ci się ten studencik spodobał.
    Marylka była to moja pierwsza miłość; kochałem się w niej, będąc jeszcze w gimnazjum; ona też była pensjonarką, ale że to była zawsze dziewucha trochę szelma, więc nagryzłem się niemało z jej powodu. I teraz już się spodobał jej ten student.
    — Nic się nie zmieniłaś — powiedziałem jej napół z wyrzutem.
    Ale ona śmiała się ze mnie.
    — A boś ty mnie nie zdradzał? Patrz, tu są twoje wszystkie... Julja — Krysia — Wanda — Janina — Natalka — Leonka...
    Jakoż istotnie były one tu wszystkie. Znalazłem się naraz w najsłodszym towarzystwie kobiet, które w rozmaity sposób wiązały się z moim życiem.
    Wszystkie leżały na stołach prosektorjum, tak jak ja — i wszystkie, jak ja, w zupełnym obnażeniu.
    Wstaliśmy ze swoich stołów i zaczęliśmy wspominać dawne czasy; Krysia boczyła się nieco na Leonkę, że niby jedną opuściłem dla drugiej, a Ma-