Strona:A. Lange - W czwartym wymiarze.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O, pan Kasper! — zawołała p. Jadwiga. — Przecież pan był niedawno we Florencji. Czy pan widział tam Brzeszczota?
— Widywałem się z nim bardzo często...
— Razem z jego ubóstwianą — z jego Pawjaną — Orangutaną?
— Nie rozumiem, o kim pani mówi?
— Proszę, niech pan przeczyta wiadomość z Florencji...
P. KASPER (przeczytawszy). Ach, to bardzo szczęśliwie! Będzie cudowna para!
P. LAURA. Cha, cha, cha! Zawsze z pana żartowniś!
P. KASPER. Nie rozumiem zupełnie...
P. LAURA. Cudowna para! On, rzeczywiście, mężczyzna piękny, co się zowie! Ale ona! Toż to z przeproszeniem małpa, wiedźma kosmata, wcielenie brzydoty...
P. KASPER. Widać, że jej panie nie znają...
P. EMILJA. Ale owszem, byłyśmy razem na pensji. Znałyśmy ją od dzieciństwa... Była nie głupia, ładnie grała na fortepjanie, ale z twarzy była podobna do trupiej głowy...
P. JADWIGA. To też nazywaliśmy ją trupią głową.
P. KASPER. Nie pojmuję! Widywałem ją przez parę tygodni — i jeżelim się usunął od jej towarzystwa, to dla tego właśnie, że była za piękna! Lękałem się o siebie. Toż to cud nad cudy — toż to niebianka! Zdaje mi się nawet, że nie powinna była zostać niczyją, aby wszyscy mogli ją czcić jak