Strona:A. Lange - Elfryda.pdf/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się koło Hożej, znowu te łobuzy szły za mną. Jakieś szpiegi, czy coś podobnego. Bardzo się bałam. Ktoś widać im kazał mnie śledzić — i ci krok w krok za mną. Byłam szczęśliwa, kiedym się znalazła w mieszkaniu Szternów. O, jakże mi serce biło z trwogi. Co to jest? Jakaś tajemnicza ręka rozciagnęła nade mną swą władzę.
Lekcję odbyłam dość nerwowo, a kiedy o godzinie ósmej pożegnałam Szternów i znalazłam się na ulicy — patrzcie! znowu te dwa chłopcy stoją przed bramą i przyglądają mi się tajemniczo.
— Czego wy chcecie? — zapytałam — że tu ciągle za mną chodzicie.
— Nie możemy powiedzieć! — odparli.
Was ist das? Co za sekret? Idźcie sobie precz, fort! — powiedziałam, ale oni nie ruszyli się z miejsca, tylko ten mały powiedział starszemu:
— Kupimy sobie bułek, bo jestem głodny.
Więc ja wróciłam na górę, a już zaczynało się robić ciemno i latarnie zapalono. Powiedziałam pani Sztern, co mi się przytrafiło, a ona nie chciała mnie puścić do domu, aż dopiero, kiedy chłopcy precz sobie pójdą! O dziewiątej wieczorem rzeczywiście już znikli; widać ich zmęczyło to długie oczekiwanie. Wtedy dopiero wróciłam z Kasią i całą drogę myślałam nad tym, co to ma znaczyć? Czy to jaki zazdrosny, zakochany pan, czy też policja mnie śledzi? Nic nie rozumiałam. I nareszcie Michaś mi tę sprawę wytłumaczył.
Było tak (tu Michaś aż się cały rozpromienił, jakby miał teraz następować hymn pochwalny na