Strona:A. Lange - Elfryda.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozmowa ta jednak wpłynęła na mnie ujemnie. W duszy przyznawałem, że którybądź z tych młodych ludzi miałby daleko większe prawo do Elfrydy, niż ja; myśl, że zostałbym mężem osoby, prawie o połowę młodszej ode mnie, napełniała mnie trwogą, i chwilami całe moje zachowanie się wobec Elfrydy wydawało mi się jeszcze bardziej żakowskim, niż postępowanie tych studentów. Zaczynałem się gniewać sam na siebie i duszę moją gryzły wielkie wątpliwości. Na stare lata zakochałem się w smarkatej dziewczynie — i stałem się nie mniej śmieszny, jeżeli nie więcej, jak ci studenci. Postanowiłem też sobie, że przestanę dawać lekcje Elfrydzie, że przestanę o niej tak dziecinnie marzyć, i wogóle zapomnę o niej zupełnie: wrócę na nasze zebrania w knajpie u Wincentego, gdzie na nowo rozpocznę sceptyczno-cyniczne biesiady, aby się uleczyć z mojej spóźnionej romantyki. Takem sobie postanowił i dotrzymałem słowa. Koledzy powitali mię hucznym brawem, jako marnotrawnego syna, i honorowy poncz mi ofiarowali. Nie spowiadałem się im z powodów mej dłuższej nieobecności; starałem się być, ile można, drwiącym i cynicznym — i wogóle okłamywałem sam siebie, bo w istocie było mi nieskończenie smutno.
Czasami też sam siebie chwytałem na przejawach aż nazbyt młodzieńczego sentymentalizmu. Raz, naprzykład, nieświadomie prawie, kupiłem pudło cukrzonych pomarańcz i dopiero, powróciwszy do domu, zrozumiałem, co to znaczy: Elfryda mówiła mi kiedyś, że bardzo lubi pomarań-