Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zabieraj schodki! — odpowiedzieli z góry z poza zrębu i zagwizdali.
Tragarze w granatowych bluzach wzięli z obydwóch stron schodki na ramiona i odnieśli je na bok. Pod parostatkiem coś zaburkotało i zakipiało.
Przez molo przechodziła brudna, oberwana dziewczynka z koszykiem kwiatów, które tonem żebraczki proponowała odprowadzającym?
— Pa-a — nie, kupta kwiatuszki!..
Wasiutyńskij wybrał niewielki bukiecik nawpół zwiędłych fijołków i rzucił go do góry; przez burtę, zaczepiwszy o kapelusz szanownego siwego pana, który z niespodzianki aż przeprosił. Helena podniosła kwiaty i patrząc z uśmiechem na Wasiutyńskiego, przyłożyła je do ust.
A parostatek posłusznie słuchając gwizdków i komendy, i wypluwając z bocznych dolnych otworów kaskady spienionej wody, oddalił się już znacznie od przystani.
Zupełnie jak wielkie mądre zwierzę, świadome swej niepomiernej siły i obawiające się jej, ostrożnie, bokiem odbijał od brzegu, przedzierając się na wolną przestrzeń. Helena długo jeszcze widziała Wasiutyńskiego, przewyższającego o głowę swoich sąsiadów. Rytmicznie podnosił i opuszczał nad głową swój bandycki kapelusz.
Helena odpowiadała mu, machając chustką. Lecz powoli wszyscy ludzie na przystani zleli się w jedną ciemną zwartą masę, nad którą, zupełnie jak