Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wieczyca. Żegnajcie. Szczęśliwej podróży.
Zeszedł na molo i stanął akurat naprzeciwko tego miejsca, gdzie stała Helena, oparłszy się o bukową poręcz burt.
Wiatr rozwiewał szary płaszcz jego, i on sam, 2z wysokim wzrostem swoim i niezwykłą chudością, z szpiczastą bródką i długiemi siwiejącemi włosami, które rozwiewały się z pod czarnego kapelusza z szerokiem rondem, miał w powierzchowności coś dobrodusznego i komicznie wojowniczego, przypominającego Don-Kichota, ubranego według mody radykałów lat siedemdziesiątych. I kiedy Helena, patrząc na niego z góry wdół, pomyślała o bezgranicznej dobroci i dziecięcej wprost czystości ducha tego cokolwiek śmiesznego człowieka, o długich latach katorgi, przecierpianej przez niego, o jego stalowej wytrwałości w sprawie, o jego bezgranicznej wierze w blizkie zdobycie wolności, o jego olbrzymim wpływie na młodzież, — poczuła w tej komiczności coś bezgranicznie cennego, zachwycającego i pięknego. Wasiutyńskij był pierwszym kierownikiem jej i jej męża na terenie rewolucyjnym. I teraz, uśmiechając się do niego z góry i kiwając głową, żałowała, że nie ucałowała na pożegnanie ręki jego i nie nazwała nauczycielem. Jakby się skonfundował, biedny!
Ramię żórawia parowego podniosło się po raz ostatni do góry, zupełnie jak olbrzymia wędka, dźwigając na końcu łańcucha kołyszącą się i obracającą masę skrzyń i kufrów.
— Wszystko gotowe! — zawołali z dołu.