Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Właśnie w tej chwili Ilczenkowowa wyraziła zdanie, że Rżewskt swoim śpiewem zawsze wywołuje wielkie zachwyty w towarzystwie.
— Zawsze chętnie śpiewam — odrzekł spokojnie Rżewski — ale naprawdę nie jestem tak bardzo pewien, czy istotnie wszystkim sprawiam przyjemność.
Mówiąc to, zwrócił się specjalnie do pani Barbary, jakby czekając od niej odpowiedzi.
— Zanadto pan jest skromny — odezwała się Barbara, starając się mówić bez przymusu, ale, chociaż nie zdawała sobie sprawy z tego, była onieśmielona. — Tyle słyszałam o pańskim śpiewie, że nie powinien pan wymawiać się.
Przy tych słowach spojrzała na niego i oczy ich znów się spotkały. Było to jedno z tych dziwnych, niepojętych spojrzeń, które mówi o wiele więcej niż słowa i które między ludźmi, spotykającymi się po raz pierwszy, zawiązuje wzajemne zbliżenie, nie zważając na przyjęte konwenanse. Spojrzenie takie, zamienione między mężczyzną i kobietą, nieraz obcymi sobie, przepowiada nieomylnie, że wcześniej czy później należeć będą do siebie.
— Chętnie, ale mam nadzieję, że mi pani zaakompanjuje — odrzekł Rżewski.
— Obawiam się, że nie będzie pan ze mnie zadowolony. Może się jednak odważę...