Strona:Żywe kamienie.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

każdy lekarstwa w życia ochocie żwawo szukać winien. Tedy-ć rzekę: co nam Adam pod jabłonią przyczynił, tego i chrzest święty z nas nie zdjął, — a mnisze cnoty w tęsknocie za jedną znędznią cię tylko przed resztą. Znędznią i przed życiem nowem samem.“
Odgadując ku czemu zmierzają te dorady, odmachnie się rycerz od nich oburącz.
„Kobiety-ż to przyczyniają nam na ten koniec ów ciała smęt i duszy zaniedbanie w melancholii. One-ż to, dobry lekarzu!“
Pokiwa się przez chwilę lekarz siwobrody.
„Ja, stary, dawnom je sobie omierził. Ale ty innym stać się pragniesz. Uczyń mnie innym, lekarzu! — prosisz się jak wszyscy ci chorzy. Z nimi to ja ziołami paskudzić się muszę. Tobie zaś, panie, — żeś młody, — wyznam: Innymi czyni niejednego za młodu (kobietom tego nie powiadaj!) każda miłość inna. Bowiem wszystkie bujności młodego w życiu zdziaływania (mnichom tego nie powtórz!) z Ewy są jabłka i wężowej w nas ciągle namowy. Pókiś młody!.. Ja zaś, stary, jednakim już pono zostanę — do śmierci... Abyś zasię z próżną garścią ode mnie nie odszedł, odsypię ci w nią szczyptę ziela ukojenia, które sny łagodne daje i otuchę na grzechów odpuszczenie w sercu nieci... Bóg zapłać za datek szczodry... A gdy ci nalewka z ziela mego niejaką ulgę czasami przyniesie, zmów, proszę, nad ranem pacierz do świętego Józefa, który mi jest patronem: — niech będzie łaskaw w niebie dla dobrego lekarza“.