Strona:Żywe kamienie.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nich z ławy, — unde saepe lacrimor quando vos ridetis!.. Idźcie na rynki bawić oczy i uszy. A wracając na swe zamki, to jedno weźcie na swe serca ucieszone w grodzie — oną krzywdę powszechności całej, jej capitis et cordis diminutionem!.. Idźcie na rynki bawić oczy i uszy! — póki w głowy i serca mężów tego kraju nie spojrzy ktoś obcy i nie rzeknie, jak powiedział niedawno na synodzie on biskup surowy: — rudes! idiotae! illiterati!..“


Padła na rynek cisza nagła i krótka jak błyskawica, gdy wielkiego gniewu warknięciem szczękły raptem wszystkie miecze o swe tarcze i rzuciły grozę na tłumy.
Tarczami następują panowie na goliarda, by nie podnosić miecza na chama; jeszcze kilka kroków, a zgniotą go jak robaka pod stopą.
Rzucą się waganty wyrywać kamienie z bruków; już je miotnąć mają na panów w obronie towarzysza.
Gdy — nie wiada skąd — rysiem spadnie przed one tarcze skoczka chyża. I wystawia na zgniecenie jawną pierś dziewczyny; a usta ma rozchylone zdumieniem i pogardą nad rycerstwem tak mizernem:
„Niemasz tu ani jednego, któryby się zastawił za wolnego ptaka prawdę i szyję?!.“
I nie chybiła — tem właśnie przeciwstawieniem jednego gromadzie: do honoru obecnego tu może