Strona:Żywe kamienie.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swych tonu, — pieśni sumienia! Głosem opoja ryczeć wam będę śpiewki na cześć wina i kobiet (lubo i chłopców, gdy o to nawet dopraszać się będziecie). I wiem-że: właśnie te piosnki zapamiętacie najwierniej i nie poskąpicie grosza benedyktynom, by je zapisali w księgi najakuratniej... za jedyne może po wiekach świadectwo goliardowej Muzie.
Ale wam i tego będzie mało w pomstliwym szale nad smutkami świata i nad dominikanów dociskiem. Zechcecie, by się tam, w ciemnym młynie, nad beczką, odprawiła ta goliardowa msza, za którą kościół najbardziej wyklina. Jeszcze mnie w albę przyobleczecie ku niej, a na głowę wetkniecie biały kołpak z mordą szatana wymalowaną na nim. I słuchać będziecie, jak się perverse przedrzeźniać będą przez opoja — słowa księdza z przed ołtarza, wraz z „bibamus!“ za „oremus!“ i dzbana „podniesieniem“... A jeszcze i kozła sprowadzicie może do młyna, by, winem przez was spojony, do najbardziej opętańczych skoków zachęcał gromadę całą, gdy wtórzyć będzie u beczki ostatnim pieśniom goliarda:

....
„Istud vinum, bonum vinum,
vinum generosum!
reddit vinum curiale
probum animosum!
....

Tymczasem, patrzcie, co się we młynie, wokół beczki, dzieje!... Już tam między dziewczętami a ża-