Strona:Żywe kamienie.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I dopraszają się o śpiewki conajsprośniejsze — i by najbardziej bluźniercze. Słyszcie! o to proszą w pomstliwym szale. A ledwie niemi podłechtane, już oto żaków za poły ciągną: „Veni mecum ludere!“ (Owo po łacinie niespodzianie zagadują z klerkami: to je nawet łechce, że się do rozpusty spraszają oświeconych i kościoła mową.) Wczoraj ciche i łagodne, dziś krew zagrzewają w sobie niesromnością słów ledwie rozumianych, a gestem którego sprosności może nie rozumieją nawet. Bo ladacznice z rzemiosła nie bywają tak pochutliwe w słowie i geście, tak się nie podjudzają ciekawością wszelkiego zła, — jak te, wczoraj ciche, gdy się w nich rozpręży radość pognębiona, gdy, po nękach smutku w jasnościach dnia, ogarnie je żądza odwetu i szału po ciemnościach.
Orgia, — niegdyś sacra: taneczne święto radości w słońcu, dziś mroczna i potępieńcza, — owo czem jest to rozprężanie się waszych dusz, gbury i mnichy, z pod nadmiernego docisku smutków. I z pod dominikańskich sądów grozy. Na ten koniec ostateczny przyszło śród was igrze naszej: służyć wam w takich obrządkach! — nocą, po opuszczonych za grodami młynach. Igry Muzę, radośnicę, wolności dusznej matkę zamieniacie owo w ponocną kurwę waszą, drażniącą gardła, brzuchy i podbrzusza wasze, — wszystkie gbury i chamy po miastach!.. Już ją tak burmistrz na ratuszu opisał; a mnie ponoć za jej pomocnika. Hejże! zaśpiewa wam goliard swe pieśni w życiu ostatnie; a bez gęśli