Strona:Żywe kamienie.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i mieszczanom dziś najmilsza!’ — powiadał burmistrz, rzeczy świadomy. Będziecie jej mieli tedy w bród! A gdy tak po zamkach i grodach nastaje królowanie waszych brzuchów i podbrzuszy, nie żałować mi tedy gęśli za votum oddanych. O winie i kobiecie śpiewać można i bez gęśli tonu, a głosem opoja. Tylko na nic mi już wtedy będzie i klerkowstwo me całe: na nic ta szata oświeconego, na nic i ta ksiąg reszta, tam na wozie towarzyszy, wśród sprzętów igry kamrackiej.
Przegram w kości i tę pychę klerka z grzbietu! przepiję uniwersytet cały! Za psałterz, mszał i dewocjonał, smętne resztki mej duchowności dawnej, niech sobie dziewka gdzieś u grodzkiego kramu wstążek nakupi. Ja zasię i te kudły swe ostrzygę, łeb jak kuglec zgolę, — nie będą już dominikany szczuć mnie po wszystkich grodach cesarstwa: „Lotterpfaff mit dem langen Haar!..“ W pstrych łachmanach gbura powlokę się z wami, towarzysze, — rybałt najnędzniejszy: bez igry swej narzędzia, pieśniarz i bez gęśli już nawet, — poeta pauperior omnibus poetis!
Nie poradził z nami kościół, nie poradził cesarz i króle ziem wszystkich, nie poradzą ponoć i dominikany! Ale gdy ta człecza żądza weselności serc, — która, co czas, co wieki, w niebo same krzykiem uderza, — gdy ta żądza pod ziemią się ukryje, na ponocnych gdzieś schadzkach po młynach, gdy się z trwogą i grozą w duszach zmiesza, gdy się szałem po ciemnościach stanie, gdy i my ostatni łachman