Strona:Żywe kamienie.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więcej i dusznych tęsknot w sobie nagromadzi — na wieńce gloryi dla umiłowanej. — I oto w powabach uroków wszystkich, w samego piękna obietnicy — ujrzałeś kobietę. Ciałem bierz ją, lub nie bierz, — (nie stoimy dziś szatany o takie grzechy wasze!) — ale duszą?.. Non des feminae animam tuam!... Na coć sięgać duszą po obietnicę zaledwie, gdy ziszczenie samo w takimże powabie i uroku rzeczy wszystkich oczekuje na cię — za morzem?!.. Frate! z mysiej nory spoglądasz ty na świat: tęskliwe zaledwie, mniszego ubóstwa, są twe jasne obrazki w przeorowej księdze, — gdy za morzem oczekują na cię Ziemi Świętej słońce i kolory!“
Łzy mnicha, w czas pokuty zaparte, teraz dopiero — na wypomnienie najgłębszej tęsknoty — polały się obficie jak ten deszcz za piorunem.
Frate, gdy cię ogień cielesny ogarnął, zapal się w nim cały: rozpłomień w sobie i ducha twego żądze! — wyjrzyj z cieśni klasztoru! — podnieś głowę na wypisane gwiazdami powołanie twoje! — weź w piersi tchnienie pychy! — surge de profundis!..“
I roztoczyły się w wachlarz skrzydła łuny na murach, pod grzmot jakby daleki.
Rzuci się mnich ku niemu z krzyżem różańca w kułaku: „Apage! apage! apage! Jam franciszanin, ja minoryta: z maluczkich najkorniejszy.
Jakoż zgasł: wsiąknął w nagłą ciemnię przedkościelnego placu.
Sintgunt!.. Sintgunt!..“ — huczał już tylko dzwon swem kuszeniem ponurem.