Strona:Żywe kamienie.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Wiem: awantiury.“
„Głupiś, błaźnie! Wonczas to oni zbroję na się kładą, gdy na świecie nazbyt się już rozzuchwaliło to tałałajstwo wszystkie, które gnębi życie i niży naturę człeczą. I na to wyruszają w światy rycerze błędni, aby się to wszystko dawniejsze, arcywspaniałe, oraz to przyszłe, duchem człeczym wolne: zgoła, to, o czem wieszczą Muzy w obiecankach ciągłych, — aby się to wszystko wreszcie znalazło i nastało między ludźmi!.. I starł się na ten koniec smutek z oblicza ziemi!“ — kończył z szerokim rozmachem ramienia i młota.
Lecz w tejże chwili pełzać musi na klęczkach, gdyż nagle poruszyła się w zniecierpliwieniu ta noga skuwana. A pełzając tak za nią, wciąż jeszcze coś koło niej poprawia, przyklepuje, kołacze. Wreszcie powstaje z klęczek.
„Jużeś, panie, narządzony całkiem i ku wszystkiemu gotów.“
A krzyżując ramiona na fartuchu, przygląda się z tryumfem dziełu swemu:
„Zdziałałem harnasz, o jakim zaledwie śniło się żonglerom. Ale czem pieśni, czem romanse, czem Muzy obiecanki płone! Owóż rzecz w śpiżu namacalnym jawnie przed tobą stoi. Popatrz, dotknij każdy!.. Przydatność? Będziesz tedy widział i przydatność, kapcanie niejeden, chocia nie na miarę twoich to piersi i goleni gnuśnych... Moje bo mieszczany tylko przedrwiny mieli dla mnie przed kuźnicą moją, jak to u nich zawsze, gdy rzecz się zaraz zyskiem nie płaci. A ja kołem tu między nimi tkwiący, od nich