Strona:Żywe kamienie.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na tańce ucieszne?... Którędyś wylazła z zapartego domu? Powiadaj!“
Bardzo gruby rzemień odpasał pan mąż pod szubą; a gdzie zdzieli, tam i przydepnie.
„Za goliardy! — wali tedy, — za waganty! za gołotą w miasto naszłą, żonka mi od krosienek, przez okno, po lince... Bacz-że, widzieli to sąsiedzi! Czekaj aż ci przyjdą wyśpiewać to pod oknami na srom mój... A wiesz ty, że one twe goliardy i rybałty nawet do łaźni wpuszczają tylko w piątki, z żydami razem?... A tyś się dała w kompanię lichocie takiej!“
Temi słowy pobudził się sam do takiego gniewu, że mu wraz spęczniała grdyka i na burak zczerwieniała twarz.
„Zechcesz mi może podmiotnąć co z onego nasienia?!...“
A ona, jak gdyby się zachwyciła tym mężowskim pomysłem, bo ścichnie nagle w zanoszeniach się od płaczu. Tę starganą jak u czarownicy głowę podejmie i wybłyśnie mściwemi oczyma. I wraz ramionami coś niby tuli do swych piersi.
„Jakżebym takiego kołysała, panie mężu! jakżebym pieściła! Pewnieby gędziec lub pieśniarz wyrósł z niego“.
I on jad wsączywszy mu w myśli na pomstę, wywinie mu się z pod ramienia; ucieka w ulicę. A choć do sińców zbita, obziera się przecie, czy pasya sroga zalewa należycie ten łeb czerwony.
„A ciżemki gdzie?! — spostrzegał teraz dopiero jej bose nogi. — Gdzieżeś obuwia zbyła, małpo roz-