Strona:Żywe kamienie.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pogoniły tą bańkę oczy poety, zapatrzyły się w jej tęcze.
„Królom-by zamki dla takiej kobiety budować!“
Kupiec tymczasem, dłoń swą niczem biskup ludziom przed oczy wystawia:
„W onych kamieniach, — rzecze, — mam poniektóre o mocy tak skutecznej, że nie radzę-ć nosić, gdy masz chęci mdłe: wielka moc obciąża serce wątłe... Szafir to, — mówił, dając ludziom na pokaz uklejnocony mały palec swej ręki. — Za morzem przytrafia się, że wraz z rosą z najczystszego nieba szafir spada: stąd za nadzieję w pierścieniach noszony, truciznom wszystkim sporny, od jadu zawiści ochraniacz. — Sardonik zaś ten cielisty, kobiety uległemi mi czyni. Ten ci znów jest Sardes, tajemnic stróż. Na wskazującym palcu Szmaragd mam: najgłębszego blasku nabiera między piersiami kobiety, skąd miłość mężczyzn zbyt pożądliwą zbawiennie chłodzi; a rozpryskuje się sam, gdy kochanek zdradę pełni. — Tu zaś jest, — kończył, postukując uwłoszonym pazurem wielkiego palca, — tu zaś jest krwawnik, kamieni król! Dziś już go ziemia wcale nie wydaje; niegdyś przytrafiał się jako dyament biały; przetrwały tak poniektóre w rzadkości wielkiej“.
Tu już goliard nie wytrzymał dłużej. I, wziąwszy w siebie ton tego kupca, prawił dalej — dziewczynie, do której docisnął się już było tymczasem:
„Inne zasię krwawniki dostąpiły swej barwy królewskiej na piersiach takich jak ty kobiet, kędy