Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Rita. Wahać się? Czy ja wyglądam na taką, która się waha? (Przystępując doń bliżej). Czy ty wiesz, ze ja w pierwszych latach po mojej ucieczce często przymierałam z głodu, całkiem brutalnie z głodu! Że ja w najwstrętniejszych jaskiniach biegałam potrząsając talerzykiem, zbierając grosze i ordynarne dowcipy? Czy ty tego nie pojmujesz, że w takim świecie albo musiałam iść na dno — albo stać się inną, całkiem inną — stać się człowiekiem, który wszystko sam sobie zawdzięcza i sam ze siebie jest dumny? I czy teraz nie możesz tego pojąć, mój Frycku, że byłoby to z mojej strony rzeczą śmieszną i podłą, gdybym na twojem ramieniu oparta właziła w to błoto filistrów?!
Fryderyk. Nie — tego — nie rozumię.
Rita. Tak. To mi przykro. W każdym razie — znasz zapewne ten piękny ustęp z „Walkiryj“ (śpiewa):

„Pozdrów mi Rudolstad,
Pozdrów mi ojca i matkę
I wszystkich bohaterów —
Z tobą nie wrócę już do nich“.

Teraz wiesz. (Siada znowu w krześle biegunowem przy pianinie).
Fryderyk. Nie mogę tego wprost pojąć, jak ktoś do tego stopnia może nie liczyć się z wszelkim obowiązkiem moralnym!
Rita (gra i śpiewa). Larilon, larila, larilette.
Fryderyk. Kiedy daję ci sposobność do powrotu w ustalone stosunki —
Rita. Nie lubię ustalonych stosunków. Owszem, wprost odwrotnie, muszę mieć zawsze coś do tresowania.
Fryderyk. A ja. O mnie wcale ci nie chodzi? I mnie odpychasz w swojej zawziętości!
Rita. Ależ wcale nie. Skąd znowu?