Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niech jucha siedzi w domu, nie trynda się po morzu na takie czasy.
— Jak to może być daleko?
— Godzina drogi i pół, mijamy właśnie Smiths Knoll. Ja dlatego, panie lejtenancie, że znów nam gotowi lada chwila zaiskrować z Emden nową instrukcję, powiedzmy, numer trzysta pięć i cała robota — stop! Na te czasy co człowiek urwie, to jego.
— Widzę, Kroll, że wam całkiem nie pilno do domu.
— To my już wracamy, panie lejtenancie?
Lejtenant pokazał mu język. Bocman mrugnął okiem, zasalutował i wyszedł, cicho przymykając stalowe drzwi. Potężny, miękki, równy chód Diesela napełnił kajutę i ścichł. Głucho warczała śruba i wentylator ciągnął wciąż ten sam wysoki, czysty ton. Rzucało spokojnie, miarowo, łódź szła przeciw fali. Jak pięściami biła woda w stalowe boki, chlustała z metalicznym podźwiękiem, szorowała przenikliwie.
Jak tylko bocman Kroll zamknął za sobą drzwi, lejtenant opadł ciężko na tapczan. Wsparł głowę na rękach i popadł w ciężką zadumę. Nie chciało mu się spać i nie chciało mu się nic zgoła. Jedyna rzecz, ot, zapaliłby papierosa, gdyby nie to, że trzebaby wstać, sięgnąć ręką na półkę... Właśnie nad tem się namyślał. We śnie poczęła się i ze snu przeszła w niego ta ciężka niemoc woli. Znajoma rzecz, przejdzie i minie — ale w tej chwili ogarniało go tak beznadziejne zgnębienie, że wnet zapomniał,