Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chankę. Broniąc go, dobrnęłam właśnie do owego Wielkiego Księcia...
— Na miłość boską i nacóż pani potrzebne te wrażenia frontowe?
— Nietylko wrażenia. Ja chcę na sobie samej doznać wojny. Ja się wstydzę być daleko od kul, zawsze bezpieczną, gdy od trzech lat krew się leje, bo to mnie boli i poniża.
Młody dyplomata powstał, nieznacznie spojrzał na zegarek, skłonił się z wdziękiem i znikł w tłumie gości. Oszpecony porucznik uśmiechnął się do Evy.
— Umie pani dogryźć naszym dekownikom, ale i to nie pomoże. Kto przez trzy lata zdołał się ustrzec frontu, ten wytrzymał już wszystkie docinki i poniżenia. Strach jest wielką potęgą.
— Nie miałam zamiaru dokuczyć temu pięknemu panu i mniejsza o niego... Pan mówi o strachu — otóż to jest właśnie najmocniejsze, co mnie ciągnie na front. Bo ja się nie boję niczego, nigdy, ani razu nie zaznałam strachu, nawet w dzieciństwie... Bywałam w różnych tarapatach, w ciągu dwuch dni siedziałam na mieliźnie na maleńkim parowczyku, zalewanym przez fale. Statek kruszył się i trzeszczał, wicher szalał, znikąd nadziei pomocy i wszyscy się strasznie bali. Drugiego dnia, gdy ich morze dobrze zmogło, nikt się już niczego nie wstydził, strach obnażył się w każdym. Modlili się, płakali, rozpaczali, dochodzili do obłędu — a ja nic. Ci lu-