Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przywidziało mu się, że trupy wszystkich zatopionych przez niego ludzi obsiadły łódź i to był taki straszny ciężar... A kiedyś znów, puszczając torpedę, umyślnie zrobił złe wyliczenie żeby nie trafić i torpeda poszła bokiem... Żal mu się zrobiło ludzi na żaglowcu, bo na morzu był sztorm i niktby się nie uratował. Tę litość uważał za zbrodnię, ale nie mógł się opamiętać.
Zato w pierwszym roku był zapalony, krwiożerczy, zapamiętale składał tysiąc do tysiąca zatopionych tonn. Marzył o tem, żeby dojść do miljona. Opowiadał mi ze śmiechem rzeczy okropne, chlubił się okrucieństwem. Nie mogłam tego słuchać. Zatruł mi cały pierwszy urlop, wciągu tych dwuch tygodni bałam się go, był cały odmieniony, obcy. Płakałam, rozpaczałam, nie mogłam go kochać. Potem już nigdy nie wspominał o swoich bohaterskich czynach, a później, w trzecim roku wojny, kiedy zaczął o tem, to już się tylko skarżył. I cóż? Musiałam go pocieszać, umacniać, to ja mu przypominałam, że jest żołnierzem.
—...Powtarzał mi, że już nigdy nie będzie szczęśliwy. Po tem co przeżył i widział na swoje oczy, po tych wszystkich zbrodniach na morzu nie zazna spokoju. Chociażby wojna skończyła się zwycięsko a on wyszedł cało, będzie do śmierci ruiną. Mówił nieprawdę, jabym go była uzdrowiła, wypielęgnowała, zabrałabym go z floty, wywiozłabym daleko od przeklętego morza, w góry, w lasy... Zagoiłabym w nim wszystkie rany pamięci. Grałabym dla