Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

baczy końca wojny. Nagle uderzyło go pytanie, po co poszedł na tę drogę i poco dręczył swe nerwy wciągu trzech lat? Co go obchodzi Francja? Czy mu tak dalece były potrzebne pieniądze? Zupełnie mu nie są potrzebne, miał dosyć własnych. Więc poco?! Poco?! Śpieszył się, żeby o odgadnąć, bo za chwilę może być za późno. Połknie swoje cjankali i pójdzie precz, jak głupi, nic o sobie nie wiedząc. Zdumiał się. Dlaczegóż ani razu nie przyszło mu do głowy pomyśleć o tem?! Miał na to trzy lata czasu. Czyżby absurdem i niczem więcej nie były jego wielkie afery, jego niesłychane sztuki i sztuczki, jego świństwa, jego zbrodnie? Jak w migotaniach błyskawicy objawiały się i gasły pokolei wydarzenia, miasta, ludzie, przypadki, tryumfy, zasadzki, niepowodzenia, okropności, upodlenia ludzkie, trupy ludzkie, strach — dzieje trzech lat. Strachu zaznał do syta, nosił go w sobie wiecznie, o każdej chwili, na jawie i we śnie wisiał na cienkiej nici przez cały ten czas. Niepewna była każda jego godzina, darowany każdy dzień.
A teraz był jak wyzwolony, nie czuł żadnego strachu.
Ogarnęła go namiętna ciekawość tego, co się już zaczynało wypełniać. Wszak na tę chwilę czekał od tak dawna, poto igrał ze śmiercią i pchał ludzi na śmierć od trzech lat. Ujrzał teraz, że całe jego życie, bujne i napozór bezładne, zmierzało właśnie do swego jedynego celu, który był przed nim zakryty. Ileż tysięcy razy stawał mu w myśli