Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Za rok, owszem, Amerykanie mogliby przeważyć szalę. To też za rok, chwała Bogu, będziemy spoczywać na dobrze zasłużonych laurach i wspominać tę wojnę, jako dawno minioną przeszłość.
— Brawo, panie generale! To się nazywa brać wojnę ze stanowiska matematycznego. My, zwyczajni śmiertelnicy, ulegamy żalom, bólom, zwątpieniom, strachom, na nas działa głód, nędza, żałoba... Nam się wojna dłuży, nudzi nas, nęka.
— A ja kocham wojnę! To sztuka prawdziwie anielska, ale opiera się na zimnej logice i na cyfrach. Cudowna jest jej gra. Wojna jest jak ta nasza szachownica, tylko że...
— A zatem szach królowi! I w rezultacie zabieram generałowo wieżę.
— Do djabła, tak jest! To pańska taktyka — wciągać mnie w gadanie i łapać na najgłupszych błędach. Niezły środeczek pomocniczy...
— Na wojnie wolno wszystko.
— Tak się mówi, zwłaszcza o nas Niemcach, a jednak nie dopuściliśmy się przez cały czas wojny ani jednej wielkiej niegodziwości. Z pobudek honoru i niemieckiej uczciwości odrzuciliśmy propozycję zamordowania Petain’a i Clemenceau, choć niktby się nigdy nie dowiedział, że to my zapłaciliśmy za to. Nie rzucaliśmy bomb gazowych na Paryż ani na Londyn. Jak daleko sięga nasze poczucie honoru wojskowego, tej zaiste średniowiecznej niemieckiej rycerskości, dowodzi fakt, że posyłając lotników na punkt węzłowy Compiègne zabro-