Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Prawem silniejszego, przecież mam pana w ręku, nieprawdaż?
— Niezupełnie, pani Evo.
— I to wystarczy, żeby pana zgubić. Czy panu się tak śpieszy do owej pigułeczki cyankali? W pewnej mierze zepsułoby to moje plany, bo bardzo liczę na pana, ale jako mocny człowiek nie zrobi pan tego głupstwa. Możemy pracować zgodnie dla dobra ludzkości Jakiej pan jest narodowości, panie van Trothen?
— Jestem obywatelem niemieckim, a moja narodowość... Wie pani, że doprawdy nie zastanawiałem się nad tem.
— Niech pan da temu spokój. Nie warto dociekać. Moglibyśmy zawiązać uczciwą spółkę ponadnarodową pod sztandarem ludzkości. Doprawdy mielibyśmy szansę odegrania wielkiej roli dziejowej, aż szkoda, że niktby tego, niestety, nie wiedział...
— Nie, ja nie wierzę w taką spółkę. Pani daruje, ale — nie.
— Musi pan uwierzyć.
— Muszę?
— Jeżeli pan natychmiast nie podda się mi na ślepo jak niewolnik, jak pies, to za godzinę Sittenfeld będzie o panu wiedział!
— Za godzinę... Za godzinę... Pani mniema, że pani wogóle wyjdzie żywa z tego pokoju?
Eva Evard wybuchła swoim swobodnym, szerokim śmiechem, podziwianym przez całą kulę ziemską, naśladowanym nieudolnie przez liczne gwiazdy