Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

podstępnie, żebrało zmiłowania i łaski. Gdy pożegnał już wszystko na świecie i modlił się tylko o rychlejszą śmierć, musiał teraz wracać ku sprawom przeklętym, do bezmiernego swego cierpienia dokładać mękę duszy. — Dosyć! Nie chcę! Ja umieram...
— Nie umrzesz, póki nie przebaczysz — ja cię nie puszczę... — Idź precz... — Nie pójdę, bo zawsze cię kochałam... Daruj mi w ostatniej godzinie...
Zasłoniły mu cały świat jej oczy przepastne, zarazem złe i dobre, znienawidzone i do końca ukochane. Już nie miał sił obronić się przed ich opętaniem. Słabł, poddawał się!
Tamtej nocy, gdy przybył z frontu na nieludzko skąpe pięć dni urlopu wprost z pod Verdun, patrzał wówczas na ten sam księżyc. Zajrzał do jego okna jarzący sierp, księżyc zamierający, gdy odciągał bezpiecznik na swoim bojowym mauzerze... Podporucznik von Senden, niezłomny żołnierz, cudem ocalały, oszczędzony przez wszystkie pociski, wybuchy, przez bagnety i noże, przez gazy i ognie nad krwawą rzeką Mozą, pod Douaumont, pod fortem Vaux pod fortem Souville... Miałżeby zginąć teraz, we własnym cichym domu, zginąć marnie od własnej kuli? Nie.
Od półtora roku wyzywa śmierć, z podziwem i ze zgrozą patrzą nań koledzy i żołnierze, krzyże i medale okryły jego połową szarą kurtkę — żadne kule go się nie imały. Ale ufał, że nadejdzie dzień i godzina — wyzwolenie i pokój wieczny. Dopiero teraz... Nie przyszedł koniec w celnej kuli,