Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tem, stał i czuł się coraz niezręczniej. Ci oficerowie, zapewno wezwani z frontu, stojący tu sznurem w milczeniu, dawali mu przedsmak ogromu tej władzy najwyższej, która przebywała za ciemną kotarą. Za chwilę nadejdzie godzina trzynasta minut piętnaście, wyznaczona mu na audjencję. Czy, gdy stanie przed dzierżycielem losów wojny, zachowa należytą sprawność myślenia, czy zdoła argumentować jasno i dobitnie, a cóż dopiero bronić swojej tezy, a więc walczyć? Profesor nie był człowiekiem nieśmiałym, ale środowisko, w którem się znalazł, wyglądało mu szczególnie obco. Dlaczego żaden z tych panów nic ośmieli się usiąść? Czy to etykieta wojskowa, czy serwilizm? Czyż będą stali i stali przez cały czas jego audjencji? Profesor spodziewał się był jakichś dwuch godzin, pułkownik von Voss roześmiał się tylko na to, ale dodał, że jeżeli profesor zdoła zainteresować Ekscelencję, to będzie miał dość czasu na zasadnicze wypowiedzenie się. Dręczyli go ci panowie z frontu. Będą tu sterczeli, będą wisieli nad nim, czyhając na jego czas, licząc mu minuty. Jakże tu rozwinąć kolosalny plan? Jak bodaj oswoić wodza z niesłychaną nowością samej rzeczy? Jeżeli on na to niema czasu, to poco go tu ściągał?...
Spojrzał na zegarek — pierwsza trzynaście. W tej samej chwili wyświeżony, uśmiechnięty kapitan uchylił zasłony.
— Panie tajny radco, prosimy...
Twarz wodza wydała mu się niemiłą, martwą,