Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ko wzruszony, wstępując po kamiennych stopniach na taras willi, jak gdyby wkraczał w dziedzinę fantastyczną, w której króluje myt.
W obszernej poczekalni, gdzie na marmurowym kominku odbijało się w lustrze popiersie cesarza, oczekiwało kilkunastu generałów. Stali w grupach pod wielkiemi oknami, wychodzącemi na park, każdy ze swoją teką pod pachą. Prowadzili przyciszone rozmowy, a przeważnie stali w skupionem milczeniu, w pogotowiu. Coraz to któryś z nich nerwowym ruchem podnosił do oczu lewą rękę, na której miał zegarek połowy. Twarze były blade, oczy niewyspane i niespokojne. Wszyscy byli sztywni, jak nieobyci, jakby czemś zakłopotani czy wystraszeni. Pułkownik von Voss posadził profesora w fotelu, poczęstował go papierosem i znikł za ciemną kotarą, osłaniającą drzwi do dalszych apartamentów. Profesor rozglądał się dyskretnie. Co chwila za oknami warczał samochód i co chwila do salonu wchodził ktoś nowy. Poczekalnia zapełniła się. Z za kotary ukazał się młody wyświeżony kapitan i z wojskowem szastaniem się przedstawił się profesorowi. On pierwszy tu odezwał się głośno i tem zburzył urok tajemniczości i skupienia. Pokręcił się wśród przybyłych, odnotowując sobie coś na papierku, gadał, roześmiał się ze trzy razy i znikł.
Profesora onieśmielało to, że on siedzi sam jeden ze wszystkich i że on jeden w tym pokoju pali. Powstał, podszedł do kominka i cisnął w ogień niedopalonego papierosa. Już nie siadał z powro-