Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chwilowo odpędzone powracały i szemrały, układając się w znajomy rozwleczony rytm.
Przeklęte morze! Nie darmo bała go się od dziecka. Przeczuwała już wówczas, co ją czeka... Litości, potężne, złe morze! Oszczędź mnie, nie gub jego, który jest teraz na twej łasce... Jakiej daniny, jakiej ofiary żądasz, ty nienasycone?
Potężnie zawrzało hukiem i gromem, i wściekłym zamętem. Odpowiedziało jej morze urągowiskiem, zalewem szyderczego śmiechu, ślepą nieprzebłaganą siłą, odtrącało ją precz i szalało nad nią orgją straszliwych swoich głosów. Wśród ryku zwichrzonych fal przebijały się głuche potężne wybuchy, wycie pocisków...
...Przenikliwy zgrzyt żelaza — to rozpędzony torpedowiec-niszczyciel najeżdża na wątłą łódź i roztrąca ją swoim taranem... Cudem znikła mu z drogi, grąży się, opada na dno, ponad nią tuż przeleci grobowy jęk śrub wroga, a dalej walą i grzmią bez końca potwornej mocy granaty, wybuchając w głębinie...
Długo nad tem miejscem krąży nieprzyjaciel i nie odchodzi, pilnuje zdobyczy, idzie za jej śladem, gdy uszkodzona łódź, rażona podwodnym wybuchem, próbuje pełznąć resztą sił i wymknąć się wrogowi. Idzie za nią oleisty ślad wyciekającego paliwa — widzi to wróg — już mu nie ujdzie... Żyje ostatnią resztką siły, jeszcze się wlecze i mija wciąż ukryte, zawieszone w głębi miny, omija je cudem, jeszcze i jeszcze raz, aż któraś wreszcie potrącona