Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/389

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ktoś go gwałtem budził z ciężkiego snu, nieprzeliczone obrazy, nagromadzone w pamięci, rozpływały się, ich ucisk, ich czad zanikał, rozwiewał się, dawał ulgę. Ostatni zwlekał jeszcze i trwał, pomimo już zupełnego obudzenia w oślepiającym blasku słońca, które biło prosto w oczy.
...Po niebie kołują olbrzymie ptaki, unoszą się stadami, opadają i rosną w oczach, wzbijają się wgórę i maleją, ścigają się, prześcigają się, igrają — coraz ich więcej. Wciąż odzywają się i przekrzykują się nawzajem, prują powietrze ich ostre, drapieżne krakania.
...Dziwna kraina, znajoma jakby ze wspomnień dzieciństwa, rozpościera się i drga w oczach w słońcu. Claude z trudem dźwignął głowę. Tuż przed nim wdole rozwichrzona, kędzierzawa gęstwina drzew stoi w ciemnej zieleni na tle głębokiego lazuru. Zapatrzył się z błogością w niewysłowioną granicę, gdzie stykały się obie barwy, prześwietlone liście, wątłe gałązki wierzchołków drgały, mieniąc się szmaragdowem omgleniem. Tuż przy samej twarzy jaśniała w słońcu kępa złotych nieśmiertelników, obok wśród drobnego żwiru zbiegał wdół płat macierzanki, natychmiast poczuł jej jędrny, cierpki zapach...
Przeraźliwy zgrzyt żelaza... Ludzki krzyk... Z szybko mknącym, ostrym trzaskiem ktoś niewiadomy szarpał i pruł mu nad samą głową sztywną, twardą tkaninę, było to bolesne, nieznośne — wnet ucichło i natychmiast po jednej sekundzie ciszy wy-