Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

we własnych mięśniach. Pozwolisz papierosa? — podał mu papierośnicę.
Stefan jednak nie zauważył jego ruchu.
Siedzieli dłuższy czas w milczeniu. Wreszcie Borowicz odezwał się cicho:
— Jesteś złym obserwatorem, Miszutka. Jesteś bardzo złym obserwatorem. Błąd taki popełnisz zawsze, gdy do jakiejś z góry upatrzonej tezy zaczniesz szukać argumentów. Za każdym razem znajdziesz ich wiele. W ten sposób można najdziwaczniejsze przywidzenia wmontować w rzeczywistość, ale taka inkrustacja pozostanie jedynie świadectwem giętkości wyobraźni. Nie zakładałem sobie nogi na kark. Być może od razu na świat przyszedłem w tej niewygodnej, w tej... karykaturalnej pozycji. To jedno. Poza tym bynajmniej nie uważam jej za przyjemną. A wreszcie... nie kocham się w Bognie. Możliwe, że byłoby prościej i zgodniej zarówno z twoją opinią o mnie, jak i zgodniej z tak zwaną naturą ludzką, bym się w Bognie kochał. Jednakże to przypuszczenie musi być niestety absolutnie wyłączone. Opierasz je na zbyt powierzchownych przesłankach. Zbyt prostotliwie komentujesz istotne uczucia przyjaźni i serdeczności, jakie mam dla pani Bogny i jakich zresztą nigdy nie ukrywałem.
Urusow słuchał z tą niedorzeczną, a nawet irytującą miną udawanego współczucia, której Borowicz nie znosił.
— Pomimo wszystko — dodał spokojnie — dziękuję ci za owe dowcipne politowanie, którym chcesz mi dać do zrozumienia, że nie wierzysz w moją szczerość.
— Ależ wierzę, wariacie, wierzę! — zaoponował Urusow — wierzę święcie, że mówisz zgodnie z własnym