Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dni i, jak zawsze w podobnych wypadkach, nie odwiedzał Bogny. W tym to właśnie okresie nawiązał się przykry romans między nim a jedną z koleżanek biurowych. Stało się to jakoś przypadkowo, bez sensu i głupio. Nie mógł czytać, gdyż stan nerwów nie pozwalał na skupienie myśli, a to z kolei do reszty rozstrajało nerwy. Dlatego nie miał po co iść do domu i gdy w godzinach poobiednich wychodził z biura, tak się złożyło, że odprowadził pannę Jurkowską, stenotypistkę z wydziału budżetowego. Gdy mu zaproponowała pójść do kina, zgodził się, a później wstąpił do niej na herbatę. Mieszkała sama i była usposobiona dość agresywnie.
Tylko i tylko to, gdyż nie czuł do niej ani przedtem, ani potem dosłownie nic, wystarczyło do nawiązania stosunku, który trwał już prawie rok. Widywali się co kilka dni, gdyż na szczęście nie należała do kobiet narzucających się zbyt często. Była miła, niebrzydka i prawdopodobnie inteligentna, chociaż Borowicz nie o tyle nią się interesował, by zadać sobie trud robienia w tym kierunku gruntowniejszych obserwacyj. Właściwie nie interesowali się sobą wcale. Ich rozmowy ograniczały się do kwestyj bez znaczenia.
Pomimo to ten stosunek nużył i niecierpliwił Borowicza.
— Jesteś dziś jakoś zdenerwowany? — pytała z troskliwą obojętnością.
— Nie, wydaje ci się — krzywił się w odpowiedzi, chociaż od rana czekał na takie pytanie, by rozmówić się z nią szczerze i powiedzieć wprost, że zdaje się oboje dokuczyli już sobie dostatecznie.
Nie zdobył się jednak na to ani razu. Natomiast ko-