Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sadzanym po obu stronach starymi brzozami. Ponieważ deszczu nie było od dawna, kurz wkrótce pokrył szarą warstwą skóry powozu i białe kitle Borowicza i Bogny.
Milczeli przez całą drogę. Bogna, pochłonięta myślami o straszliwej sytuacji, jaką zastanie w Warszawie, usiłowała przygotować jakiś plan działania. Ma się rozumieć, zdawała sobie sprawę z faktu, że w każdym razie Ewaryst utraci swoje stanowisko, że słowem straci wszelkie dochody. Ale to najmniej ją martwiło. Z głodu nie umrą. Jakaś posada zawsze się znajdzie. Byle tylko zwrócić czym prędzej, spod ziemi wydobyć a zwrócić te nieszczęsne pieniądze i tyle nie rozeszło się to po mieście. Jeżeli jednak pan Jaskólski obiecał zachować tajemnicę, wszystkiemu da się jeszcze zapobiec. Najgorsze było to, że okropne te przejścia mogą wprost przygnieść Ewarysta. Czyż ten dzieciak znajdzie w sobie dość siły, dość odporności, by nie ugiąć się, nie załamać pod takim ciosem?...
— Żeby tylko największego głupstwa nie popełnił, Boże, żeby nie popełnił — powtarzała w myśli, starając się nie dopuścić do swej świadomości obawy, że Ewaryst targnie się na własne życie.
On, dla którego godność i honor, i szacunek ludzki i ta ohydna opinia publiczna tyle znaczą!... Jakich należy użyć argumentów, by go uspokoić, napełnić otuchą, udowodnić, że jeszcze nie wszystko stracone?... Jego religijność może tu być poważnym atutem, a poza tym jest przecie młody, ma zostać ojcem, ma obowiązki... Trzeba to podkreślić. I jeszcze powtórzyć, co mówił profesor Brzostowski o samobójcach:
— Gardzę człowiekiem, który dobrowolnie wyrzeka się życia. Dowiódł tym bowiem, że jest tępy i ograniczo-