Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciaż nigdy o tym nie mówił. Dla znajomych był cierpki, kobiet nienawidził, oficjaliści drżeli przed jego gniewem i przenikliwością, dla służby był bezwzględny, a dla winowajców nie znał litości. Pół powiatu żyło w strachu przed nim, a nienawidzono go powszechnie. Chłopi białoruscy nie ukrywali, że mają go jeżeli nie za samego Antychrysta, to przynajmniej za człowieka zaprzedanego diabłu. Bo skądby mógł wiedzieć, że tej właśnie nocy wyrębują mu las na Stepanowej Horce o dobrą milę od Pohorców, a że akurat drugiej z Łoszynego jeziora wyławiają ryby?... Nikt by mu nie doniósł, nikt na świecie, bo każda żywa istota radować się tylko mogła z jego krzywdy. A jednak zjawiał się wszędzie, nocami nie sypiając, po największych roztopach i bezdrożach konno, lub linijką, zawsze sam, zawsze czujny i wszystko wiedzący. Drzewa wycięte zawsze wywęszył i odnalazł, choćby już na najdrobniejsze polana były porąbane, kłusowników po huku strzelb poznawał, a każdego winowajcę po oczach. Nie imały się go kule, choć nieraz najlepsi strzelcy próbowali, ani ogień, bo co który folwark podpalono, zły duch go przyniósł, a pod jego okiem zawsze ugaszono. Za dawnych czasów nie mało ludzi przez niego na Sybir i na katorgę poszło, a i teraz za byle co władzom oddawał i do więzienia zamykał. Nie umiał przebaczać.
Ponury, nieuczynny, mściwy, siedział w pałacu Pohoreckim jak wilk w jamie, ani pił, ani hulał, ani grosza na swoją przyjemność nie wydał, tylko olbrzymie jego dobra wciąż rosły i rosły. Inni bankrutowali, szli z torbami, ginęli; a on co roku dokupił, a to folwarczek, a to kawał lasu, a to bodaj i kilka dziesięcin chłopskich. Pieniędzy w bankach nie trzymał: wszystko, co przynosiły ogromne