Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prosty plan, polegający na lekkim akcentowaniu swojej zażyłości z Lolą. Tymczasem wcale nie przyszła. Dzwonił do niej kilka razy, lecz nie mógł jej zastać. Zawsze odpowiadano, że wyszła. Już zaczynał w tym podejrzewać jakąś nieprawdę, gdy pewnego dnia otrzymał w biurze telefon:
— Tu mówi lokaj pani hrabiny Symienieckiej. Jaśnie panienka poleciła prosić pana dyrektora, żeby był łaskaw przyjść dzisiaj o piątej.
— A panienki nie ma?
— Jaśnie panienka wyjechała na miasto.
— Dziękuję. Proszę powiedzieć, że przyjdę.
I poszedł. Wprawdzie wydało mu się trochę nietaktowne takie powierzanie zaproszenia służącemu, ale rad był, że obawy o rozczarowaniu się Loli okazały się niepotrzebne. No, i że rozmówi się z nią, że stwierdzi, czy ta dziwaczka naprawdę jest w nim zakochana na swój oryginalny sposób. Jeżeli by tak było!... Tu przed wyobraźnią Malinowskiego rozwijały się szerokie perspektywy i jakże ważne konsekwencje. Oczywiście byłoby wiele trudności do zwalczenia. Rozwieść się z Bogną to jeszcze nie tak wiele, ale czy rodzina zgodzi się na jego małżeństwo z kuzynką Bogny. Taka pani Symieniecka jest konserwatystką, a posag Loli zależał od jej matki. Gra jednak była warta świeczki!
— Do licha! Milion piechotą nie chodzi! Wówczas nie ja bym skakał koło takich Denhoffów i szambelanów, ale oni koło mnie.
Lolę zastał w tym samym szlafroczku na tym samym tapczanie. Do rozmowy jednak nie przyszło. Lola była