Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czął od zapewnienia, że „nasz kochany Kazio“ wspomina często pułkownika, po czym powiedział:
— Jestem tu z moim przyjacielem, baronem Denhoffem, czy nie powiększyłby pan pułkownik naszego małego grona aniołków? Bardzo prosimy.
Po chwili siedzieli już we trójkę, a wkrótce przyszedł starszy już i łysy jak kolano szambelan. Nie przyprowadził wprawdzie rybki, ale zapowiedział, że przybędzie i bawił Malinowskiego opisem jej fizycznych i duchowych zalet. Była to znana aktorka. Tymczasem Denhoff zajęty był ożywioną rozmową z pułkownikiem. Mianowicie krytykował nową organizację powiatowych komend uzupełnień. Pułkownik, który jak się okazało, poczuwał się do współautorstwa tej organizacji, gorąco jej bronił, przytaczając liczne argumenty. Nieco po północy zjawiła się „rybka“ szambelana i rozmowa stała się ogólna.
— Czy szambelan ją utrzymuje? — zapytał po cichu Malinowski Denhoffa.
— Oczywiście. Kosztuje go tysiąc złotych miesięcznie. A korzysta z jej, że tak powiem, usług, rzadko, bo czasami po kilka tygodni nie pokazuje się w Warszawie. Przepraszam na chwilę, wstąpię do baru — zakończył — zobaczę kto tam jest.
— I ja zajrzę — zerwał się Malinowski.
Zauważył, że baron się skrzywił, lecz nie wypadało już zrezygnować. W barze jeszcze było pustawo. Tu zabawa zaczynała się później. Przy bufecie, na wysokim stołku siedział tylko jeden niepozorny człowieczek w smokingu.
— Wypiłbym kieliszek dżinu — powiedział Denhoff i usadowił się obok owego faceta, wskazując drugie miejsce Malinowskiemu — panie barman, dwa dżiny.