Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia — zadomowienia również i swego gabinetu. Nie doszło do tego z kilku powodów. Po pierwsze nie chciał narazić się Jaskólskiemu, po drugie odradzała Bogna, a poza tym nie było na to pieniędzy. Zresztą z biegiem czasu Ewaryst nauczył się myśleć o tym pokoju, jako o tymczasowej przystani, o chwilowym popasie, o etapie, do którego o tyle tylko trzeba przywiązywać znaczenie, że jest pierwszym.
Tym razem poczucie to wyraźniejsze było niż kiedykolwiek przedtem. Tym razem po raz pierwszy w życiu trzymał niejako w ręku cugle własnego losu. Wszystko, lub prawie wszystko zależało od przedłożenia, które ma przygotować dla ministra.
Usiadł i uważnie czytał własne notatki. Były przecie tak jasne i zrozumiałe, że pojąć nie umiał, dlaczego uznane zostały przez ministra za ogólnikowe.
— Trzeba je przerobić — myślał — ująć w paragrafy, podać konkretne przykłady. Ale jak, ale jak?
Właściwie mówiąc wierzył, że te notatki są już ostatnim słowem w tym, co mógł ministrowi przedstawić. Zawierały przecie ostrą krytykę dotychczasowej działalności Funduszu i wskazywały, że na przyszłość należy przedsięwziąć więcej ostrożności. Cóż można do tego dodać?... Gdyby minister miał więcej czasu i uważniej przeczytał, na pewno nie żądałby niczego ponadto.
— A może to tylko haczyk?... Może chciał memoriału, by zdyskredytować mnie w oczach Szuberta i wsadzić na moje miejsce jakiegoś swego protegowanego?... Wszystko jest możliwe...
Zamyślił się i doszedł do wniosku:
— Memoriał musi być tak skomponowany, by ani