Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Malinowski podał mu arkusiki zapisane maszynowym pismem. Pisał to sam w najgłębszej tajemnicy przez szereg godzin, gdyż nie chciał nikogo wtajemniczać, a pisać na maszynie nie umiał.
Minister przejrzał pobieżnie notatki i potrząsnął głową:
— Tu nie widzę nic wyraźnego...
— To tylko notatki.
— Zbyt ogólnikowe... Co znaczy na przykład: „Należy zapobiegać zbyt pośpiesznym decyzjom w przyznawaniu subsydiów stowarzyszeniom“... O, tu, punkt siódmy?... Przecie to rozumie się samo przez się. Zanadto ogólnikowe. Albo punkt dziewiąty: „Trzeba pomoc finansową ograniczyć do niezbędnego minimum“... To i tak jasne. Albo co znaczy... Nie, proszę pana... Hm... Jeżeli pan zechce opracować szczegółowy memoriał, będę panu wdzięczny.
— Na kiedy pan minister każe?
— W ciągu, powiedzmy, tygodnia.
— Ale, panie ministrze, nie chciałbym... obawiałbym się... Jeżeli to pójdzie drogą urzędową...
— Ach, o to panu chodzi. Więc dobrze. Złoży pan w moim osobistym sekretariacie.
— Wedle rozkazu pana ministra.
— Dziękuję panu i do widzenia. Miło mi było pana poznać.
— O... panie ministrze...
Malinowski wyszedł zgrzany i czerwony. Nakładając futro zobaczył w lustrze wypieki na twarzy i mruknął do siebie: — przeklęta trema.
Był jednak zadowolony z siebie i z przebiegu posłucha-