Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pliwości. Tymczasem minister czytał sprawozdanie chodząc wzdłuż ściany od okna do okna, zdawał się śpieszyć i nie zwracać uwagi na modulację głosu, na przerwy wiele mówiące i jakby zakłopotanie Ewarysta.
Pocieszające było tylko jego widoczne niezadowolenie z wykazu. W komisji budżetowej Sejmu podniesiono zarzuty przeciw działalności Funduszu, a stan rzeczywisty nie dawał ministrowi możności ich obalenia.
— Panowie zbyt wielkodusznie, zbyt szczodrobliwie gospodarujecie tam groszem publicznym — powiedział minister, wreszcie spojrzawszy na Malinowskiego.
Ewaryst zaczerwienił się:
— Panie ministrze, ja najzupełniej jestem tego zdania...
— To uprzejmie z pańskiej strony, panie dyrektorze.
— Pan minister źle może mnie zrozumiał. Istotnie często pożyczki są udzielane z karygodną lekkomyślnością...
— Tego nie powiedziałem i nie myślę, by prezes Szubert należał do ludzi, pod jakimkolwiek względem karygodnych, czy lekkomyślnych.
— Ja też, broń Boże... Ale, panie ministrze, pan minister był łaskaw zaznaczyć, że my tam źle gospodarujemy. Otóż ja pragnąłbym zapewnić pana ministra, że osobiście jestem w Funduszu Budowlanym tylko wicedyrektorem i mój wpływ na działalność instytucji, mówiąc właściwie, jest żaden.
Minister zmierzył go wzrokiem:
— W takim razie dlaczego panu powierzono złożenie wyjaśnień?