Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiła nieprawdę. Rzeczywiście w domu ciotki Symienieckiej czuła się zawsze doskonale, lecz wiedziała, że dzisiejszy nastrój był adresowany wyłącznie dla Ewarysta i że on nie mógł się w tym nie spostrzec. Ku jej zdziwieniu było jednak inaczej.
— Owszem — powiedział Ewaryst — bardzo mi się ten dom podobał. Twoja ciotka to prawdziwa dama. Takie właśnie lubię. No i szyk! Pałacowe mieszkanie. Od razu widać, że tam cała arystokracja bywa. Ubiegłej zimy przechodziłem tam raz wieczorem aleją Róż i widziałem, jakie samochody stały przed ich domem. Musiał być jakiś bal. Same luksusowe limuzyny... Owszem, bardzo przyjemne...
Wieczorem tegoż dnia zapytał:
— Czy to jest przyjęte w wyższych sferach, że z mężem kuzynki mówi się na pan?...
— Dlaczego o to pytasz? — zdziwiła się — to jest kwestia zżycia się.
— Ale będziemy tam bywali?
— Oczywiście.
— Jak myślisz, czy twoja ciotka... czy podobałem się jej?
— Kochanie — nieszczerze zaśmiała się Bogna — ona już ma prawie sześćdziesiątkę!
— Ależ ja nie w tym znaczeniu! Sądzę, że wywarłem na niej dodatnie wrażenie. Była ze mną bardzo uprzejma. Prawda?
Bogna spojrzała nań podejrzliwie, lecz przekonała się, że mówił szczerze. Ponieważ jednak byłaby dla niej bolesna taka dezorientacja Ewarysta, powiedziała: