Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

padało, zaproponował mu miejsce obok Bogny, Feliks usiadł bez słowa protestu.
— Niech i ja jeszcze raz w życiu — powiedział, lokując się wygodnie — odniosę wrażenie pana młodego.
Ewaryst wobec niego był uprzedzająco grzeczny, prawie mu nadskakiwał. Posunął się nawet do tego, że zaproponował mu przeniesienie się z hotelu na te kilka dni do ich mieszkania.
Na te pierwsze ich dni po ślubie!
Bogna już chciała dodać uwagę o niewygodach i dać Feliksowi do zrozumienia, że zaproszenia przyjąć nie powinien, lecz on sam podziękował:
— Bóg zapłać, ale już zostanę w Bristolu. Numer mam komfortowy, a gdy człowiek raz na rok zostaje słomianym wdowcem, to już woli che, — che, — mieszkać po kawalersku.
Ponieważ Bogna nie spodziewała się takiej odpowiedzi, poprawiło to jej humor. Jednak Feliks siedział u nich do kolacji i gdy wreszcie wyszedł, oboje czuli się zmęczeni.
— Z nim trzeba bardzo uważać — powiedział Ewaryst — gość przyzwyczajony do dostatku. W najlepszych sferach się obraca. Jakże ci się podobał?
— Owszem, bardzo miły — zapewniła Bogna.
— I tyś mu się podobała. Wiesz co powiedział?...
— Cóż takiego?
— Że mam gust!
— O!...
— Daj spokój, moja droga. Feliks zna się na tym.
— Na czym?
— No, na kobietach.
Podano kolację. Jędrusiowa już udobruchana, spoglą-