Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

młodej panience. Uklękła i modliła się. Właściwie nie można było tego nazwać modlitwą. Po prostu rozmyślała nad nowym życiem i zwierzała się Bogu ze swego szczęścia.
Religijność jej należała do tego typu, gdzie rytuał, przepisy kościelne, nabożne zwyczaje nie miały wielkiego znaczenia. Wychowanie, jakie odebrała w domu rodziców, w otoczeniu, w którym nie kultywowano tradycyj religijnych, nie obserwowano świąt i nie przywiązywano żadnej wagi do obrzędowości, nie tylko religijnej, lecz i towarzyskiej, nie wyrobiło w niej potrzeby wewnętrznej unormowania i uparagrafowania swego stosunku do Boga. Ojciec, niewojujący materialista i matka, która do śmierci pozostała ateistką, ściśle przestrzegali zasady wolności sumienia, poozstawiając córce swobodę, zarówno w uczeniu się religii, jak i czytaniu dzieł wolnomyślnych. W rezultacie Bogna przy całkowitej obojętności dla kanonów kultu znalazła w sobie gorącą i głęboką wiarę w Boga. Z biegiem czasu wyselekcjonowały się w jej umyśle pojęcie Opatrzności, zabarwione nieco determinizmem i pogląd etyczny, nie mający wprawdzie nic wspólnego z niebem i piekłem, z grzechem i karą czy nagrodą, lecz oparty o przeświadczenie, że Bóg jest dobrocią. Tu znowuż element dobroci rozszerzał się w mgliste, zbliżone do panteistycznego, rozumienie świata. Niemały zasób wiadomości przyrodniczych nabyty podczas studiów uniwersyteckich nie zdołał w jej umyśle zatrzeć, a raczej ugruntował wyobrażenie z lat dziewczęcych, gdy przysłuchując się dysputom, prowadzonym w domu, przedstawiała sobie wszechświat jako ogromną szklankę, w której Siła Nadprzyrodzona miesza przy pomocy olbrzymiej łyżecz-