Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Złośliwość chybiona — zaśmiała się — to właśnie moja ambicja robić wszystko po swojemu. Cóż pan chce, jakoś trzeba demonstrować swoją indywidualność.
— Jeżeli się nią jest w takim stopniu, jak pani, po cóż ten wysiłek? — odpowiedział dwuznacznie.
W gruncie rzeczy uważał ją za rozwydrzoną gęś, pozującą na pozerkę po to, by domyślano się głębokiej szczerości jej natury. Przypominała mu anegdotkę o Żydzie, jadącym do Białegostoku i mówiącym, że jedzie do Grodna, po to, by przypuszczano, że jedzie do Grodna, gdyż chce w interlokutorze wywołać podejrzenie, iż celem jego podróży jest Białystok. Symulacja podwójna, charakterystyczny symptom histerii.
Chociaż Borowicz wówczas nie przyznał racji pannie Żukowieckiej, chociaż znajdował, że przeciwnie, Malinowski zachowuje się przyzwoicie, a nawet starał się pokryć jego odosobnienie, tym niemniej było dlań jasne, że Malinowski czuje w tym towarzystwie niepewnie, że pomimo swojej urody nie cieszy się wzięciem u kobiet i jest pomijany przez wszystkich, za wyjątkiem pani Bogny. Wówczas widział w tym jedynie dowód jej talentu towarzyskiego i delikatności. Nawet ubawiła go podejrzliwa uwaga panny Żukowieckiej:
— Patrzcie, ile nieocenionego wdzięku ma Bogna, gdy rozmawia z tym kędzierzawym Efebem. Nie znajdujecie, że na tle tego parawanu tworzą wyjątkowo harmonijną grupę?
Borowicz wówczas po prostu śmiał się: było coś o tyle bezsensownego w kontraście pani Bogny i Malinowskiego, że podejrzenie takie mogło się zrodzić chyba w kimś tak spolaryzowanym erotycznie, jak panna Żukowiecka.