Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę pani, mnie nic nie obchodzi, proszę zrozumieć, że mnie nic nie obchodzi żaden pan Perlikowski — z niewzruszonym spokojem tłumaczył Malinowski — komisja stwierdziła, że nie przeprowadziła pani robót kanalizacyjnych i wodociągowych. A ja nie mogę pani dać pożyczki, póki...
Borowicz zacisnął zęby. Nie cierpiał tej maniery Malinowskiego. Zawsze z interesantami mówił w pierwszej osobie: udzielę pożyczki, ja żądam, nie mogę, zobaczę... Tak, jakby on był już nie tylko prezesem Funduszu Budowlanego, lecz wręcz właścicielem.
— Pan będzie łaskaw uwzględnić, pan będzie łaskaw, bo to nie moja wina — zaczynała dama znowu obszernie i od początku opowiadać o cegielni, która podniosła ceny, o szwagrze, który zapomniał wziąć plany parcelacyjne z magistratu i o Perlikowskim, który zarwał.
Malinowski z niewzruszoną godnością odpowiadał, przybierając miny surowego, choć łaskawego władcy, wreszcie wstawał, dając znak, że audiencja skończona, po czym woźny wpuszczał następnego interesanta. Tak było co dzień i dawniej Borowicz wprost nie zwracał na to uwagi. Dziś jednak draźniło go wszystko.
Przed samą trzecią zadzwonił telefon. Borowicz sięgnął po słuchawkę, lecz Malinowski go wyprzedził:
— To na pewno do mnie — i zatykając dłonią tubę dodał — zawsze wychodząc dzwoni do mnie.
— Bydlę — szepnął do siebie Borowicz.
Telefonowała pani Bogna. Można było domyśleć się tego z tonu Malinowskiego, który nagle stał się czuły i pieszczotliwy. Wreszcie położył słuchawkę i zaczął składać papiery. Z wybiciem trzeciej szybko pożegnał się i