Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/007

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rze, dwie suszki, dwa kubki z ołówkami, dwa aparaty telefoniczne (wewnętrzny i miejski), z jednej strony nożyce, z drugiej linia, dwie popielniczki, a w środku, oczywiście w samym środku, blok białego papieru. Biurko to stanowiło centrum egzystencji i oś zainteresowań Jagody i Borowiczowi nie przyszłoby na myśl, że ten człowiek mógłby w gmachu Funduszu Budowlanego poświęcić bodaj odrobinę uwagi czemuś, co nie należało do zakresu obowiązków służbowych. A jednak Jagoda widział więcej, a nawet podejrzewał widocznie, że zbliżenie pani Bogny do Malinowskiego ma dla Borowicza jakieś znaczenie, że będzie to dlań gromem z jasnego nieba.
— No, nie przesadzajmy, — pomiarkował się Borowicz.
Porównanie z „gromem“ przyszło mu do głowy w pierwszej chwili. Właściwie mówiąc była to tylko rzecz niespodziewana. I przykra, bardzo przykra. Nie miał żadnego prawa już nie tylko wobec pani Bogny, ale i wobec samego siebie żywić jakiekolwiek pretensje do losu. W gruncie rzeczy nic go nie upoważniało do zajęcia jakiegokolwiek stanowiska w stosunku do tego zdarzenia. Lubił panią Bognę, cenił, znał, znał prawie od jej pensjonarskich czasów, bywał u niej — ale to i wszystko. Nigdy nie rościł sobie żadnych zamiarów, które wykraczałyby poza sferę dobrej przyjaźni. Zresztą nie miał żadnych zamiarów. Nie chciał mieć. W ogóle o tym nie myślał. I nagle ten Malinowski! Co za głupstwo! Będzie się nazywała: pani Ewarystowa Malinowska i będzie sypiała z nim w jednym łóżku.
Borowicz wzruszył ramionami i z tępą niechęcią pomyślał, że Malinowski zaraz nadejdzie, że będzie musiał