Strona:Świat R. I Nr 7 page 3.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
UROCZYSTA WIGILJA.

Szczęśliwi jesteśmy, mogąc się podzielić z czytelnikami „Świata” nieznanym u nas utworem autora „Szkiców” syberyjskich Adama Szymańskiego. Nowela „Uroczysta Wigilja” należy do tych bardzo wielu, które — jak się to niedawno nazywało: „z powodów od redakcji niezależnych", u nas drukowane być nie mogły.

Na kilka dni przed wigilją, w czwartym roku mego pobytu w stolicy mrozów syberyjskich, przyszedł do nas kolega nasz, małorus, ex-student kijowskiego uniwersytetu, aby podzielić się z nami wielce dla nas ciekawą nowiną: kolega jego bliższy, również student jakiegoś rosyjskiego uniwersytetu, a nasz — wspólnej niedoli, w powrocie z dalekiego jakuckiego ułusu, w którym przemieszkał trzy lata, w sam dzień wigilijny miał przyjechać do naszego grodu.
Ludzi, obznajomionych z życiem ułusów bliżej leżących widywaliśmy często, widywaliśmy również mieszkańców czasowych i stałych, t. zw. miast jakuckich: Wierchojańska, Wilujska i Kałymska; jednakże i ułusy bliższe i owe nibyto miasta były to środowiska ludzkie zbyt dobrze zaludnione, aby w porównaniu z pustynnością ułusów odległych, o życiu tych pustyń północy mogły dać jakie takie pojęcie. Fakt, że najwięksi zbrodniarze, niekiedy w ułusach dalszych osiedlani, jednomyślnie przenosili powrót na katorgę nad pozostawanie tam na wolnej stopie, illustrując powaby owego życia, nie dawał jednak o niem żadnych pozytywnych danych. Było tam źle, było bardzo źle; ale, jak źle, w jakiej mierze? o tem z tego nawet, cośmy już wiedzieli o życiu w miejscowościach mniej odległych, ogromnie trudno było cokolwiekbądź wnioskować.
Któż np. z tego, co nam wiadomem było, mógłby ośmielić się uprzytomnić sobie, odtworzyć, zrozumieć i odczuć całkowicie te tysiące powszednich, codziennych szczegółów, z których szare, monotonne życie się składa, a które dopiero same życie, sama praktyka z przerażającą nagością odsłania i uwydatnia. Ze wszystkiego jasnem i pewnem dla nas było jedno tylko, że życie ludzkie, w miarę rzednienia ludności i posuwania się w kierunku odśrodkowym od naszego grodu, stawało się coraz cięższem, coraz smutniejszem.
Na południu, na dzikich płaskowzgórzach Ałdanu, na wschodzie, na stokach gór Stanowych, gdzie jedna rodzina tunguska dostatecznie zaludnia cały zlew rzeki, 300 wiorst długiej, na zachodzie — w dzikich wierzchowiskach Wiluja, około wielkiego jeziora Żerseja, na północy w tajemniczych zlewach Anabary, pustynnych obszarach Olenioka, Indygirki i Kołymy, stawało się ono jakiemś piekłem dantejskiem, zaklętem w śniegi, lody i zamiecie, krwawemi światłami zorzy północnej groźnie oświetlone.
Poprawiam się jednak: owe ziemie pustynne, wielkością przeszło pół Europy obejmujące, to jeszcze — nie samo piekło Sybiru — to przedpiekle dopiero, tam są jeszcze lasy; rzadkie, ubogie, karłowate, aleć zawsze lasy, a gdzie one „rodzime“, jak je pieszczotliwie zowie posieleniec ruski, tam jest ogień, jest — życie.
Piekło niedoli człowieczej — poza lasów granicą.
Tam już tylko — lody i śniegi — lody, nawet latem na równinach nie wszędzie znikające i wśród tej strasznej pustyni — gdzieniegdzie ludzie ubodzy, siłą wrogą zagnani.

∗             ∗

Dopóki żyć będę, nigdy nie zapomnę wrażenia, jakiego nieraz doznawałem, gdy mi o rysach znamiennych, o tych napozór drobnych, a przerażających szczegółach owego życia dowiadywać się wypadało. Nawet bardzo określone pojęcia, terminy ścisłe, jakżeż inaczej się przedstawiają we właściwem oświetleniu niezwykłych warunków miejscowych.