Strona:Świat R. I Nr 4 page 24 3.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na awans, on powiada tylko: „prawo, prawo...“ Ja, panie, ja, który biorę wziątki, to widzę, że prawo jest martwe a do tego martwego prawa przychodzi człowiek, który jest żywy, i czujący, i który ma żonę, dzieci, potrzeby, obowiązki. Potrzebne jemu czy to poświadczenie, czy to kwalifikacya, czy cokolwiek. Ja mu to i robię. A taki, co gada tylko: „prawo... prawo..." to on często człowieka przed sobą wcale nie widzi. Jemu nie pilno, to i nie rozumie, że człowiekowi może być pilno. Pan widzi jak ja szczerze przed panem mówię. Nic nie ukrywam i nic nie przekręcam. Więc i powinien pan mi uwierzyć, gdy się panu przysięgam na co pan chce: nie znałem większych ananasów, jak kilku takich, co wcale nie brali łapówek... I gdyby wszyscy mieli być takiemi ancymonkami jak oni, to, byście dopiero śpiewali... To co krzyczą po pismach jest wręcz nie prawdziwe. Absolutyzm biurokracji!.. Nieprawda! Fałsz! powiadam. Nie ten system u nas panował...
— A jakiż, panie adjunkcie?
— Jaki! Absolutyzm ograniczony.
Pokręciłem głową.
— Ograniczony? Przez co?
— Przez... przez grzeczność...
— Ah!..
— A absolutyzm ograniczony nie jest przecież absolutyzmem. Czy nie tak? Pan jako człowiek nieco piszący powinien to zrozumieć. I w tych krzykach na system wczorajszy jest dużo przesady. Wierz pan człowiekowi doświadczonemu...
Do tej chwili miałem dla pana adjunkta uczucie instynktowego poważania. Od tego momentu jednak począł mi prawdziwie imponować. Nie był to mąż płytki. Sięgał on rzeczom pod skórę. Z wielkiem doświadczeniem, przez długoletnią praktykę w cyrkule nabytem, łączył on, jak spostrzegałem, i pewne teoretyczne wiadomości. Czułem się coraz to gruntowniej uświadomiony.
Pewien punkt kwestji omawianej tonął przecież dotychczas w ciemnościach.
— Wszystko to dobrze — powiedziałem — ale jakże zrobić z biednymi? Biedny nie ma na łapówkę...
Pan adjunkt kiwnął głową. Widocznie sprawa ta nie znalazła go nieprzygotowanym:
— Przecież różnica pomiędzy biednymi a bogatymi być musi — odrzekł. — Zresztą, musi nie musi, ale jest. To fakt. A kto, pytam, robi tę różnicę? Sami biedni.
— W jaki sposób?
— Nie mając pieniędzy. Gdyby biedny postarał się o pieniądze, to nie tylko, że zniknęła by różnica pomiędzy nim a bogatym, ale na tej dro-