Strona:Świat R. I Nr 10 page 26 1.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
„Candida”.

Bernard Shaw, który tak mozolnie walczyć musiał w swej ojczyznie, nad Wisłą wstępnym bojem odniósł zwycięstwo. Zgoła niespodziewane, „Candida“ jest dziełem subtelnego poety-ironisty, który sięga głęboko do duszy ludzkiej, ale równocześnie drwi sobie z szablonowych kanonów oficjalnej dramaturgii. Literatura w znękanej i rozpolitykowanej Warszawie? Zdumiewające zjawisko. I tem może właśnie trzeba tłomaczyć powodzenie „Candidy“. Pojawiła się we właściwej porze. Są przecież u nas ludzie, którym fałszywy patos nie wystarczy, którzy tęsknią za sztuką prawdziwą i szczerą.
Dramat Shaw'a nie jest arcydziełem; jest tworem poety. Stanowi jaskrawy odskok od repertuaru ostatnich miesięcy. Miałżeby ten sukces zwiastować zwrot w smaku i upodobaniach publiczności? Jedna jaskółka nie zwiastuje wiosny...
Candida jest żoną pastora. Kobieta w całem znaczeniu tego słowa. Postać jasna, pogodna, pełna dobroci i wdzięku. Kocha męża, który jest niepospolitym działaczem społecznym, który mimo to posiada duszę pospolitą i szarą. Zdarza się to przecież nawet t. z. wielkim ludziom. Ona zachowała w skrytkach duszy tęsknotę za czemś wyższem, lepszem i czystszem. Odwieczny l'oiseau bleu... Jest dobrą żoną, dobrą matką i dobrą gospodynią, — lecz gdy spotka na swej drodze młodego poetę, któremu widok i zetknięcie się z pospolitością i szarzyzną codziennego życia sprawia ból instynktowny, fizyczny, — drzemiące uczucia budzą się, rwą senną duszę do wzlotów podniebnych. Młody poeta — wątły efeb o mdłych muskułach i rozkapryszonych nerwach, — silny jest wiarą w ideały poezyi i piękna. Nie przypuszcza na chwilę, aby ta różowo-biała madonna flamandzka, której on składa w ofierze królewski dar młodzieńczej miłości i młodzieńczych marzeń, mogła przełożyć nad niego kaznodzieję, umiejącego zręcznemi frazesami panować nad tłumem. Tłum? On kurczy się jak liść mimozy, gdy spotka jednego obcego człowieka, on pragnąłby zamknąć się w wieży z kości słoniowej, żyć tylko miłością, marzeniem i poezją. Taka kobieta jak Candida, kochać cię nie może!, mówi z naiwną brutalnością do męża. Proste słowa wytrącają z równowagi pewnego i dotąd zadowolonego z siebie pastora. A gdyby tak było? I przed oczyma wymownego filistra rozwiera się przepaść. Dla niego szczęście łączy się niepodzielnie z ciepłym spokojem domowego ogniska. Jeśliby został pozbawiony tego szczęścia, zie-