Stary Bóg żyje/Papież w więzieniu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Joseph Eduard Konrad Bischoff
Tytuł Stary Bóg żyje
Wydawca Księgarnia T. B. Garus
Data wyd. 1872
Druk Teodor Heneczek
Miejsce wyd. Bytom
Tłumacz Norbert Bonczyk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I.
Papież w więzieniu.

Działo się roku 1813. W pokoju cesarskiego zamku w Fontaineblau stoi piętnastoletni młodzieniaszek pełniący służbę pazia, czyli najbliższego sługi nadwornego. Ubiór jego błyszczy się od złota, postać ujmująca pięknością twarzy i szybkością obrotów; widać że łatwo mógł się podobać samemu Napoleonowi, który tego potomka sławnéj z pobożności rodziny hrabiów Retel powołaniem na dwór cesarski zaszczycił. — Ale cóż to że młodzieniaszek tak smutny — nawet widać że płacze, bo jedna łza po drugiéj z bladego lica spada na ubiór złotem haftowany? Tak jest, płacze! lecz ani najmniejszym ruchem niezdradza smutku wewnętrznego. Stoi prosto, jak żołnierz staréj gwardyi cesarskiéj. — W pokoju pobocznym przez drzwi uchylone widać — przyczynę smutku młodzieńca Józefa. Tam w krześle spoczywa starzec dziwnéj powagi. Biała jego sutanna aż do stóp sięgająca, bez wszelkiego znaku godności, zanadto ubogą się wydaje wśród wykwintnego przepychu pokojów cesarskich. Ślady długich i wielkich cierpień głęboko poorały bladą i wychudłą twarz jego, — oczy głęboko wklęsłe, lecz jakiś nadziemski święty pokój w nich jaśnieje. — Cierpi staruszek, ale cierpi spokojnie, wiedząc że taka jest wola boska. Ten więc widok rozrzewnia duszę przypatrującego się przez drzwi młodzieńca. Spogląda na godnego starca, którego cichość i pokój jedynym są odporem przeciw prześladowaniom mocarza Napoleona.
Ręce jego niby do modlitwy złożone, głowa ku piersi nachylona, ale twarz jaśnieje promieniem wewnętrznego pokoju, wynikającego z przekonania o przytomności boskiéj.
Józefowi zdaje się, jakoby modlitwa staruszka była wszechmocną, głębokie milczenie w około panujące, zda się być milczeniem świątyni, w którą się mieszkanie cesarskie zamieniło. — Hrabia Retel spogląda, milczy z świętą czcią przypatrując się starcowi i namiestnikowi Chrystusowemu — głowie kościoła św. bo staruszek ów jest Papież Pius VII. od czterech lat więzień Napoleona I.
Nagle tętęt szybkiego kroku przerywa dumanie młodzieńca. — Słucha — odgłos chodu przez otwarte drzwi się zbliża, drobne stąpanie po kobiercach pokojowych niecoś przycichło, — tu w momencie jakiś Pan w złoto-haftowanym ubiorze marszałka wstępuje. Wśród komnaty stanął, uderzony widokiem modlącego się Papieża.
Pan ów jest niskiego wzrostu, włosu czarnego, rysy nabrzmiałéj niecoś twarzy są przyjemne, ale broda bez zarostu zanadto występująca, mówią że to znak żelaznéj woli, wejrzenie bystre, przenikliwe, rozkazujące: to zwyciężca Europy; Napoleon I.
Brzękając szablą stawa Napoleon przed wielkim więźniem swoim. Pius VII. dźwignął głowę, podniósł się i z uśmiechem przywitał ciemiężyciela swego.
Usiadł cesarz na krześle przez sługę przysuniętem.
„Przebacz Ojcze święty! że Mu pobożne rozmyślanie przerywam,“ mówi Napoleon, krótki ukłon czyniąc; „ale interes ważny — zgoda ma być między Cesarzem a Papieżem; czy Wasza Świątobliwość po spokojnem namyślaniu się sądzi, że wnioski wczorajsze przezemnie podane zgadzają się z interesem Waszéj Świętobliwości?“
„Być może, iż zgadzają się z interesem moim osobistym, ale nie z powinnością Papieża“ — odrzekł Pius VII.
„Wasza Cesarska Mość wypuścisz mię z ciężkiéj niewoli, w któréj już od czterech lat cierpię — wypłacisz Papieżowi dwa miliony rocznéj renty — więc dobrze! — ale dziedzictwa Piotra św., kraju kościelnego Wasza Cesarska Mość wydać niechcesz i Rzym zatrzymujesz; na takie zrabowanie dziedzictwa Piotra św. zezwolić niemogę. Kiedy miłosierdzie Boże mnie niegodnego na stolicę piotrową podniosło — złożyłem ową przysięgę, którą każdy Papież zaprzysiądz musi — że nigdy niezezwolę na zrabowanie dziedzictwa Piotrowego. Wolę umrzeć we więzieniu, niż złamać przysięgę i zdradą splamić sumienie moje.“
„A ja nigdy niezwrócę com zwycięzkim orężem zabrał“ — odparł dumnie Cesarz. Potem dodał, niby zarzuty Papieżowi czyniąc: „Wasza Świętobliwość powinna by być dla mnie wdzięczną! We Francyi rewolucya wiarę zdeptała — duchowieństwo wymordowała albo z kraju powyganiała, stolice biskupie zburzyła, kościoły spustoszyła. — Ja to wszystko do pierwotnego porządku przywróciłem. Na stolicach apostolskich znowu zasiedli biskupi, do trzody opuszczonéj znów wrócili pasterze, więc mnie tylko ma kościół do podziękowania, że jeszcze istnieje we Francyi. A mnie, co Wiary bronię i strzegę, mnie Papież niedowierza? To nieroztropnie, to niewdzięcznie — i nawet — dodał groźno — to niebezpiecznie!“
Łagodnem okiem spojrzał Namiestnik Chrystusów na dumnego i nieubłaganego zwyciężcę, łagodność jaśniała w obliczu jego.
„Cesarzu — odrzekł spokojnie Papież — przed Bogiem tylko zamiar popłaca, w którym kto coś czyni. Jeżeli Wasza Cesarska Mość jedynie z miłości ku Bogu stałeś się obroną Wiary w Francyi, Bóg to zapłaci. Jeżeli zaś Najjaśniejszy Cesarz był tylko narzędziem wszechmocnéj ręki boskiéj, tedy nagrody żadnéj żądać nie możesz.“
Nierozumię Waszéj Świętobliwości, odrzekł Napoleon. „Czy wolno mi prosić, o jaśniejsze wytłomaczenie? —
„Jeżeli prosto, bez ogródki odpowiem, wiem że Cesarza rozgniewam, odrzekł Pius VII. aleć Wasza Cesarska Mość ma prawo dowiedzieć się prawdy od Papieża. Chociaż w więzieniu, nawet w niebezpieczeństwie śmierci, namiestnik Chrystusów święte swe zadanie pełnić musi, a tem zadaniem jest, świat uczyć prawdy i prowadzić go drogą zbawienia.
Tu milczał chwilę, namyślając się, któremby słowem najłagodniejszem powiedzieć prawdę Cesarzowi, znając jego dumę i burzliwość!
Napoleon milczał w oczekiwaniu, ale w niecierpliwości bębnił palcami po poręczach krzesła; z oczu jego sypały się iskry gniewu na świętobliwego starca. Młodzieniec szlachetny Józef Retel stał w przedpokoju, każde słówko téj pamięci godnéj rozmowy w serce wpajając.
„Zdaje mi się, że Waszéj Świętobliwości, nader wielką trudnością jest, powiedzieć Cesarzowi złotą prawdę“ — wyrzekł zniecierpliwiony Napoleon!
„Otoż — już mówię, Cesarzu! krótko jak mogę“ zaczął Papież! „Wasza Cesarska Mość zna dobrze przyczynę rewolucyi, która Francyę w tak straszny sposób spustoszyła. Od lat przeszło pięćdziesięciu po nieszczęśliwym tym kraju rozlał się szkodliwy jad najobrzydliwszych nauk bezbożnéj filozofii i dziennikarstwa. Tak nazwani ludzie uczoni, sami nie wierząc ani w Boga, ani w wieczność — bezkarnie śmieli swe zasady ogłaszać w książkach i gazetach, wykładać nauki swoje po szkołach i domach publicznych; drwili sobie w pismach i słowach z wiary św. z pobożności ludu, tych tylko nazywając mądrymi i oświeconemi, którzy równie jak oni sami, niewierzyli ani w niebo ani w piekło, ani w nieśmiertelność duszy, albo w sąd po śmierci. Takie właściwie pogańskie zasady truły najprzód ludzi wyższych stanów, potem zaraziły jadem swym lud prosty. Wytępiono więc wiarę, lud niemiał Boga, niesłuchał kościoła — pełnił zbrodnie największe — niebojąc się nikogo, gdyż w nic niewierzył, ustał więc wszelki ład rządu krajowego! — Bezliczne tłumy ludzi szatańskiéj złości mordowały niewinnych, paliły kościoły, burzyły zamki, bez wszelkiéj litości i miłosierdzia, bez względu na płeć albo na wiek nieszczęśliwych ofiar, słowem zdało się, że koniec świata nastąpił. Wtedy wystąpiłeś Najjaśniejszy Panie na poskromienie burzy; Bóg dał Waszéj Cesarskiéj Mości nietylko odwagę i siłę lecz i rozum do pojęcia tego, co potrzeba było czynić. Znów nastał porządek! — Ponieważ Wasza Mość się przekonałeś, że religia jest fundamentem wszelkiego porządku, że ludzie nie będą słuchali głosu zwierzchności świeckiéj, jeżeli nieznają posłuszeństwa ku przykazaniom boskim, dla tego przywołałeś wygnanych kapłanów nazad, i rozkazałeś, aby wyuzdanych Francuzów uczyli przykazania boskie pełnić i świętych przepisów wiary znowu się trzymać. Grzeszne nauki dawniejsze uczyniły Francyę nieszczęśliwą, wykorzeniając z serc ludzkich wszelką wiarę i obyczajność; więc mądrze sobie postąpiłeś, gruntując panowanie swoje na wskrzeszeniu wiary katolickiéj w swych krajach, gdyż ona jest źródłem wszelkiego porządku i szczęścia narodów.“
„A! teraz zrozumiałem, co Wasza Świątobliwość mówi,“ odrzekł z szyderczym uśmiechem Cesarz: „To moje Rządy opierały się jedynie na własnéj méj korzyści — a nie na pobożności. Więc ja od Boga nagrody spodziewać się niemogę, bom nie czynił nic dla Boga tylko dla samego siebie? — Niechże i tak“ — mówił Napoleon daléj: — „Toć prawda, że ludzie wiary trzymać się muszą, boć nie podobna jest rządzić narodem nie mającym religii. Nigdy niezezwolę, by wiarę chrześciańską prześladowano i publicznie z niéj wyszydzano — tego żaden roztropny mąż stanu nie dopuści — bo kto podkopuje wiarę narodów, która jest fundamentem pomyślności — na tego niegdyś cała podmulona budowa państwa się obali! Dla czegóż więc Wasza Świętobliwość waha się uczynić pokój ze mną, który jestem obrońcą Wiary chrześciańskiéj.“
„Wasza Cesarska Mość żądasz, by Papież stał się zdrajcą wiary właśnie w tym momencie, w którym zowiesz się obrońcą téj wiary,“ — odrzekł Pius VII.
„Nie jestem zdania Waszéj Świątobliwości!“ rzekł Napoleon, „bo to nie stoi w piśmie św., że Papież ma być oraz królem jakiegoś kraju. Przeciwnie uważam że takie królowanie jest wielką przeszkodą, by Papież duchowne swe powinności mógł sumiennie wypełniać! Złóż Ojcze św. to ciężkie brzemię panowania świeckiego, i żyj sobie wolny pod opiekuńczemi skrzydłami orła francuzkiego!“
„Wolnym?“ a w pazurach orlich, Najjaśniejszy Panie! odrzekł z bolesnym uśmiechem Papież. „Właśnie mój los jest jasnym dowodem tego, że Papież tylko jest wolny we własnym kraju. Niemoże głowa kościoła Chrystusowego być poddaną któregokolwiek Monarchy, boćby ten zawsze nadużywał téj zależności głowy kościoła, na korzyść politycznych zamiarów. Dla tego to właśnie opatrzność boska tak sporządziła, że Papież wolno może kierować całym kościołem, będąc panem we własnym kraju!“
„Zaprawdę — to rzecz osobliwa!“ dodał z szyderczym uśmiechem Bonaparte. „Królowie całéj Europy posłuszni są na skinienie moje, wszystkie narody podbiłem sobie orężem zwycięzkim — są mi poddane — jedyny starzec ten, który jest zarazem moim więźniem gardzi przyjaźnią moją!“
„Najjaśniejszy Panie! Dla mnie starego człowieka będącego w niewoli Twojéj, przyjaźń Cesarza zaiste jest zaszczytem, aleć ja jako Papież muszę Cesarzowi powiedzieć: Czego Wasza Cesarska Mość odemnie wymaga jest nieprawością, a to dwojaką — bo najprzód mnie okradasz, a następnie żądasz, abym ja, jako obrońca prawa i sprawiedliwości grabież Twą potwierdził.“
„Doskonale! zaprawdę wybornie!“ — zawołał z urazą ów dumny! „Snać namiestnikowi Chrystusa jedynie zdaje się być pozwolonem Cesarzowi grubijaństwo w oczy powiedzieć.“
Najjaśniejszy Panie! Mocno ubolewam jeżeli szczerą prawdę grubijaństwem nazywasz!
„Jeszcze lepiéj!“ zawołał w zarozumieniu Pan Europy, nagle podnosząc się z krzesła. „Skończmy o téj sprawie, Panie Papieżu! Gardzisz moją przyjaźnią — skosztujesz więc gniewu mego!“
„Najjaśniejszy Panie!“ odrzekł pokornie Papież, „groźby i prześladowania Twoje składam do stóp ukrzyżowanego Zbawiciela. — Jemu polecając osądzenie sprawy mojéj i pomszczenie się za nią, sprawa moja jest zarazem sprawą Jego!“
„Głupstwo i ponaciągane wymysły!“ odrzekł z pogardą Cesarz. „Bóg, którego namiestnikiem się być mniemasz, jest tylko urojeniem ludzi zabobonnych i prostaków.“
„Cesarzu!“ zawołał Papież z ręką ku niebu wzniesioną, „przestań! stary Bóg jeszcze żyje!“
„Co to ma znaczyć?“ Zapytał Napoleon.
„Ten który niegdyś rzekł: „Niebo stolicą moją, a ziemia podnóżkiem nóg moich,“ — jest tu przytomny, słyszy bluźnierstwa Twoje!“
„Niechcę kazania, Panie Papieżu!“ zawołał oburzony Napoleon. „Cóż to ma znaczyć, że stary Bóg jeszcze żyje? Czy może jaką groźbę?“
„Tak jest — groźbę i ojcowskie napomnienie.“
„Może Wasza Świątobliwość chcesz powiedzieć, że Bóg w reszcie wypełni ową klątwę, którąś na mnie włożył?“
„Klątwę ogłosiłem według ustaw kościelnych na świętokradzcę Napoleona Bonapartę, Cesarza Francyi. Przed Bogiem Najjaśniejszy Panie wszyscyśmy równi. Także i książęta powinni przestrzegać przykazań boskich!“
Śmiał się szyderczo Napoleon, gniewliwie przechadzając się głośnem stąpaniem.
„Ha-ha! tak do mnie mówić! To znowu przywiléj namiestnika Chrystusowego!“
„Nie przywiléj, lecz powinność namiestnika Chrystusowego“ odrzekł z przyciskiem Papież „bo któż Mocarzy tego świata ma napominać jeżeli nie Papież?“
„Dosyć, dosyć!“ zawołał Bonaparte, machając rękami; „Mylisz się Papieżu co do czasu, nasz wiek nie jest owém wiekiem grubéj ciemnoty, w którym sobie Papież roszczył prawo panowania nad królami.“
Znów przechadzał się po sali — niepokój i gwałtowne zniechęcenie opanowało ducha jego.
„Stary Bóg jeszcze żyje, — rzekłeś Wasza Świętobliwość. „Więc — czego się to Papież spodziewa od tegoż staruszka?
„Nie od staruszka, lecz od Boga wszechmocnego, wiernego, spodziewam się, że on spełni obietnice swoje,“ odrzekł Pius VII.
„A cóż Wam to obiecał ten Wasz wszechmogący i wierny Bóg?“
„Że będzie obroną i opieką naszą, że nas nieopuści i że będzie z kościołem aż do skończenia świata;“ odpowiedział Papież uroczyście.
„Tedy wam bardzo wiele obiecał ten wasz Pan Bóg — zobaczemy. — Ja z tego Boga i namiestnika jego nie jestem zadowolniony. Być może że ja ogłoszę nową wiarę w krajach moich podług mego zdania, a głową jéj niebędzie namiestnik Chrystusa, lecz sam Cesarz.
„Cesarzu, nie znasz słabych sił Twoich i za nadto, za wysoko oceniasz swoją potęgę.“
„Ja w Europie wszystko mogę co chcę“ wołał dumny zwyciężca. „Tylko uporu starego starca, który się ma za namiestnika jakiegoś starego Boga, przełamać nie potrafię. Jakkolwiek bądź niech umrze nieugięty w więzieniu.“
Tu postawa i twarz Papieża, oburzeniem przenikniona dziwnéj jakiéjś nabrała uroczystości.
„Mości Cesarzu! z dowodów historycznych wszystkich upłynionych wieków racz się dowiedzieć — która to ręka wszechmocna zgniecie wielkość Twoję.“
Z zadziwieniem spojrzał Cesarz na uroczysto-gromiącą postać Papieża, który stał przed nim jak prorok starego zakonu, jaśniejący nad zwyczajną światłością, a ten Cesarz który jednem spojrzeniem stotysięczne wojska do męztwa i zwycięztwa zapalał, który strachem napełniał serca najdzikszych nawet żołnierzy — ten Cesarz — bojaźliwie spuścił oczy ku ziemi!
„Proszę mówić daléj, słucham!“ rzekł z maleńkiem ukłonem.
„Wasza Cesarska Mość grozi“ — mówi Papież daléj „że rozkaże Papieża wtrącić do więzienia, kościół Chrystusów prześladować i zniweczyć, a wymyślić nową jakąś religię według własnego upodobania. Czego Najjaśniejszy Pan dopiąć pragnie — o tem już dawno mocniejsi jeszcze Panowie daremnie marzyli. Cesarze rzymscy władzcy, całego okręgu ziemi, przez trzysta lat prześladowali kościół Chrystusów, zabijali Papieży, męczyli wiernych, a cóż zyskali ci wszechwładni Monarchowie przez to trzechsetletnie prześladowanie, najkrwawsze dręczenie i męczarnie dwunastu milionów Chrześcian? Właśnie to, czego niechcieli. — Nauki Chrystusowéj nie wytępili — przeciwnie — wszystkie prześladowania i katowanie były dla rozkrzewienia wiary chrześciańskiéj czasem najstósowniejszym środkiem, albowiem ze krwi świętych męczenników nowi chrześcianie powstali. A to dla czego? Otóż dla tego, że ten stary Bóg, któremu Cesarz właśnie złorzeczyć się ośmielił, wierny był w obietnicach swoich, broniąc kościół swój, iż go bramy piekielne nie zwyciężyły! Gdzież są teraz owi Mocarze? Dawno zginęli — runęły ich złote stolice, rozsypały się przepyszne ich nagrobki — niema już państwa rzymskiego — niema cesarzów, — niema nawet wiary pogańskiéj — tylko kościół prześladowany stoi! Także i w średniowiecznych czasach niejeden Cesarz podniósł groźną rękę przeciw stolicy Piotrowéj, rozpoczął walkę z kościołem — ale toż samo ramię boskie, co strzeże kościoła, skruszyło tych dumnych nieprzyjacieli. Sam nawet Najjaśniejszy Panie wtrąciłeś do więzienia Papieża Piusa VI. poprzednika mojego, umarł w niewoli z rozkazu Waszéj Cesarskiéj Mości. Także i ja jęczę w niewoli już od lat czterech, oj cierpiałem niezmierną przykrość, często już myślałem, że śmierć litościwa zakończy niedolę moję — aleć żyję. — Tak jest, żyję, bym był naocznym świadkiem, jak ręka starego Boga zetrze Mości Cesarza. Miara Twoja jest przepełniona, koniec Twój — proszę pamiętać — koniec Cesarzu będzie taki, jaki był wszystkich prześladowców kościoła, aż dotąd.“
Zmęczony wzruszeniem usiadł Papież, Cesarz stał z założonemi rękami, dziko i groźno spoglądając na czcigodnego starca.
Paź stojący w przedpokoju drżał na całém ciele, zdało mu się, iż Ojciec św. stał przed nim jakoby jaśniejąca istota innego świata. Widok zaś Napoleona był straszny, jak widok ducha ciemności.
„Toć śmiała próbka krnąbrnéj zuchwałości arcykapłańskiéj,“ — wołał rozjuszony gwałtownik — „stary Bóg gromi tylko głupich błaznów, ale nie Mocarzów jako ja! Ale Ciebie Panie Papieżu zgniecie grom gniewu mojego.“
To rzekłszy w zapalczywości wyszedł z komnaty.
Następującéj nocy Napoleon spać niemógł, ciągle przechadzał się po sypialnym pokoju, szepcąc coś dla siebie; te jednak słowa hrabicz w przedpokoju czuwający rzetelnie zrozumiał: „Stary Bóg? — Mnie zgnieść? Co? mnie pokonać? Ha, ha! Ja się nie dam! Ja stawię opór staremu Bogu. Mnie wszystkie przykłady dawnych czasów bynajmniéj nie obchodzą! Ja się sprzeciwię całéj przeszłości dziejowéj! —








Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Joseph Eduard Konrad Bischoff i tłumacza: Norbert Bonczyk.